Panujące tego lata upały sprawiają, że albo siedzimy w domu zamknięci na cztery spusty z roletami spuszczonymi do samej ziemi i chłodzącym wiatrakiem w pokoju, czekając na wieczorne orzeźwienie albo szukamy nowych miejsc, które są warte odkrycia, a przy okazji idealnie wpasowują się w wakacyjny klimat. Wczorajszego dnia wybraliśmy drugą opcję i okazała się ona trafem w dziesiątkę!:)
Marzyła mi się taka sesja od dawna. Taka wiecie, w niesamowitym, nieco tajemniczym otoczeniu. Wczesnym rankiem wsiedliśmy w samochód i skierowaliśmy się w stronę niemieckiej granicy. Początkowo droga była przyjemna – podróż autostradą w klimatyzowanym samochodzie latem jest chyba najlepszą opcją. Na miejsce dojechaliśmy po ok. 1,5 godziny, ale … to wcale nie był koniec naszej drogi. Mówią, że żeby osiągnąć jakiś sukces albo po prostu zdobyć coś, co jest warte uwagi, trzeba przejść długą, trudną i wyboistą drogę. Jednak na końcu okazuje się, że poświęcenie się opłaca. Tak też było w tym przypadku.
Na miejsce naszej wycieczki wybraliśmy kopalnię Kaolinu w Nowogrodźcu. O miejscu tym krążą legendy. Przed wyjazdem trochę poczytałam na jego temat i dowiedziałam się, że przez niektórych nazywane jest „Polskim Lazurowym Wybrzeżem”. Porównywane jest też do tureckiego Pamukkale. Obejrzałam wszystkie możliwie zdjęcia stamtąd i … zakochałam się. Kaolin to nic innego jak śnieżnobiała glinka, tak więc ogromne hałdy naprawdę robią wrażenie. A za nimi spokojnie płynie sobie strumyk, który tworzy magiczne wręcz jeziorko. Na żywo niestety nie jest ono aż tak lazurowe, jak na większości zdjęć tam zrobionych, ale i tak jest pięknie. Woda ma raczej kolor lazuru nieco zmąconego białym pyłem – zresztą sami zobaczycie na zdjęciach, które tam zrobiliśmy – chciałam pokazać na nich, jak jest naprawdę, bez jakiegoś podkolorowywania;)
Wróćmy jednak do początku i do dość wymagającej drogi. Żeby dojechać do jeziorka i ogromnej ‚kaolinowej plaży’, trzeba skręcić w polną dróżkę. Jest ona bardzo nierówna, z wielkimi dziurami, torami kolejowymi i pod górkę. Z naszym niskim podwoziem była to trasa niemal nie do przejechania, ale jakoś daliśmy radę. Zaparkowaliśmy pod drzewkiem i dalej ruszyliśmy pieszo. Najpierw trzeba było przejść przez ścieżkę podobną do tych w górach, oczywiście cały czas pod górkę. Nagle znaleźliśmy się na ogromnej pustyni. Gdzie nie spojrzeć tam piasek, biały, czyściutki piasek. Teraz wyobraźcie sobie wspinanie się na hałdę takiego piasku przy bezchmurnym niebie i temperaturze ok. 40 stopni, w samo południe … Kiedy macie już w głowie ten obraz, to wyobraźcie sobie mnie w pełnym makijażu, długiej sukni i rozpuszczonych włosach – zastanawiałam się jak ja będę na tych wymarzonych zdjęciach wyglądać. Poradziliśmy sobie jednak i z tym;)
Kilka ujęć na tle kaolinu i ruszamy w dalszą trasę – cel: jeziorko! Szliśmy boso, bo co chwilę drogę przecinały nam strumyki – mniejsze i większe. W końcu dotarliśmy na miejsce i od razu nasze twarze rozpromienił uśmiech. Cudownie! Polska jest taka piękna! Ma tyle ukrytych w sobie skarbów, których odkrywanie sprawia nam niewypowiedzianą radość. Zrobiliśmy więc kolejne zdjęcia, spotkaliśmy parę, która postanowiła popływać na materacu i skorzystać z kąpieli słonecznej i na sam koniec odpoczęliśmy i my. Rozłożyliśmy koc, zamoczyliśmy się, zamknęliśmy oczy i trwaliśmy w tej cudownej chwili.
Droga powrotna była równie długa i ciężka, a do samochodu wróciliśmy cali biali. Ale to miejsce wynagradza wszystkie trudy. Nawet trud zrobienia ponad 600 zdjęć w najgorszy upał… A jak tu później wybrać tylko kilka na bloga? To była dopiero ciężka sprawa;)
Takie jednodniowe wycieczki podobają mi się coraz bardziej. Lubię odkrywać okolicę, a mieszkamy w naprawdę pięknym i bogatym w takie perełki miejscu. Już od dawna chcemy wyruszyć szlakiem zamków i pałaców na Dolnym Śląsku, wybrać się w końcu w pobliskie góry i koniecznie odwiedzić Kolorowe Jeziorka – ponoć są bajeczne!
A Wy? Odkryliście już swoją okolicę? Macie jakieś miejsca godne polecenia?:)