Kilka osób pytało mnie jak zorganizować wakacje na Dominikanie. Postanowiłam więc stworzyć wpis, w którym podzielę się z Wami moim doświadczeniem, odczuciami, dobrymi radami, przydatnymi wskazówkami i cennymi informacjami. Niestety przewiduję, że na najistotniejsze pytanie, które pewnie siedzi w Waszych głowach, odpowiedzi ode mnie nie otrzymacie. Ale już tłumaczę o co chodzi;)
Jeśli śledzicie naszego bloga od samego początku to wiecie, że większość podróży odbywamy na własną rękę. Co to znaczy? Otóż to, że sami znajdujemy interesujące nas loty, hotele i sami poruszamy się już na miejscu, czasem się gubiąc i znajdując w zupełnie innej bajce. I to jest super! Jednak z Dominikaną było zupełnie inaczej.
Tym razem nie chcieliśmy niepotrzebnie ryzykować. To nasza pierwsza podróż w tę stronę świata, więc postanowiliśmy ten jeden raz skorzystać z pomocy Biura Podróży i niczym się nie martwić. Jeśli więc z tego wpisu chcecie dowiedzieć się jak tanio zorganizować wakacje na Dominikanie, to przykro mi, ale nie tym razem. Ale spokojnie – podpowiem w wielu innych, równie ważnych kwestiach;)
Zdecydowaliśmy się polecieć z TUI. Umowa podpisana była już w lipcu i wystarczyło nam tylko czekać. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, to fakt, że niestety Karaiby nie należą do tanich. Nawet jeśli uda się znaleźć tanie loty, które najczęściej wtedy są łączone, tzn. lecicie np. z Polski do Niemiec, a później dopiero na Dominikanę (być może z jeszcze jedną przesiadką po drodze), to na miejscu niemile zaskoczą Was ceny.
My dzięki temu, że lecieliśmy z TUI, mieliśmy bezpośredni lot z Warszawy do Punta Cany, który trwał 12 godzin. Co do samego lotu to nie mamy żadnych zastrzeżeń – to jeden z lepszych, jakie odbyliśmy! Wykupiliśmy też lepszą klasę w samolocie, żeby mieć więcej miejsca do spania i ciepłe posiłki i okazało się to bardzo dobrą decyzją – osobiście w ogóle nie odczułam długiego lotu.
Kolejną sprawą jest nocleg. Przed wylotem czytałam wiele blogów i stron na ten temat i wiem, że można tanio wynająć domek lub hotel, który jest delikatnie na uboczu. Można też trafić na niezłą promocję dobrego hotelu. Nie będę jednak wymądrzać się w tej kwestii, bo nie mam pojęcia jak jest naprawdę. Wiem jednak, że oboje z K. nie należymy do typu podróżników, którzy mogą spać gdziekolwiek. Na równi z wakacyjną destynacją liczy się dla nas miejsce, w którym będziemy spać i odpoczywać. Estetyczne i ładnie urządzone wnętrza są dla nas bardzo ważne. Tym bardziej na Dominikanie. Karaiby kojarzą mi się z „odrobiną” luksusu i tak też wyobrażałam sobie spędzić czas w tym miejscu.
Wybraliśmy więc 5 – gwiazdkowy hotel Be Live Collection Punta Cana, któremu poświęcę osobny wpis, bo bardzo nam się spodobał i być może ktoś postanowi się tam wybrać;)
Co do hotelu to ważne jest, by zwracać uwagę na to, czy znajduje się on przy samej plaży. Jest wiele obiektów, z których kilkaset metrów trzeba jednak przejść, by znaleźć się na leżaku i czerpać korzyści ze słońca i oceanu.
Ocean. No właśnie. Od lat z Dominikaną kojarzy mi się Punta Cana – ponoć najpiękniejsza część wyspy. Nie zaprzeczę, bo faktycznie jest przepiękna, ale jeśli komuś zależy na plaży przy samym morzu karaibskim, to proponuję La Romanę. Punta Cana leży w miejscu, gdzie ocean przeplata się z morzem karaibskim tworząc niesamowity kolor wody, jednak nie są to typowe Karaiby.
Skoro już jesteśmy przy dość niewdzięcznym temacie cen na Dominikanie, to z mojego rozeznania wynika, że jeśli chcemy tanio spędzić niezapomniane chwile na rajskiej plaży wśród palm, białego piasku i z widokiem na lazurową wodę, to wybierzmy raczej Azję. Na jednej z fakultatywnych wycieczek spotkaliśmy polkę, która sporo podróżuje po świecie i trochę nam opowiedziała o cenach w różnych jego zakątkach. Karaiby niestety ogólnie są drogie. Kiedy zastanawialiśmy się nad wakacjami na Filipinach u naszej koleżanki, powiedziała nam, że tam przeciętny turysta może żyć jak król, bo wszędzie jest tanio. Większość azjatyckich kierunków jest tania na miejscu i głównym problemem jest znalezienie w miarę fajnych lotów. Natomiast sama Dominikana jest droga, ale jest na to wytłumaczenie.
Dominikana to biedny kraj.
Jesteś w luksusowym hotelu, masz wszystko podawane pod nos, piękne widoki i wydaje Ci się, że trafiłeś do raju. Nic bardziej mylnego. Raj kończy się z murami hotelu. To największy kontrast jaki do tej pory w życiu widziałam. Hotele strzeżone są przez strażników, a kiedy zrobi się kilka kroków od nich, trafia się w sam środek nędzy. Brudne ulice, dzieci, które zamiast w szkole stoją na ulicach i próbują sprzedać wszystko co się da. A przy tym nagabywanie na każdym kroku. Dla nas, turystów, jest to nieprzyjemne (no bo kto lubi kiedy ktoś się do niego przyczepia i idzie za nim w nieskończoność zachwalając to, co ma do zaoferowania, a zazwyczaj jest to kiczowate do granic możliwości), dla nich jednak jest to szansa na zarobienie na chleb i utrzymanie rodziny.
Wybraliśmy się tylko jeden raz na spacer poza hotel (nie licząc wycieczek fakultatywnych i zwiedzania, ale o tym później) i żałuję, że nie miałam czym zrobić zdjęć, żeby pokazać Wam jak to wygląda. Baliśmy się jednak zabierać ze sobą lustrzanki czy kamery, a nawet telefonu, bo nasłuchaliśmy się o tym, jak to łatwo zostać ofiarą kradzieży na tej pięknej wyspie. Uwierzcie mi jednak na słowo – te widoki to nic przyjemnego. Aż łezka się w oku kręci, kiedy widzi się jak ludzie żyją…
Jeszcze gorzej było w dniu, w którym pojechaliśmy w głąb kraju. K. zrobił mi zaręczynowy prezent i wykupił sesję fotograficzną u wspaniałej pani fotograf (o której też jeszcze tu napiszę;)) i dzięki temu, że pojechaliśmy z nią zrobić zdjęcia w dominikańskiej wiosce, zostaliśmy zaproszeni do jednego z domów. Wejście przypominało wejście do stodoły. Zero szyb w oknach, a tym samym pełno owadów w środku. Jeden pokój, maleńka kuchnia i tyle. A w tym piątka dzieci …
Napiwki. Jeszcze więcej napiwków. I uśmiech.
Znaleźliśmy jednak sposób na to, żeby załagodzić swojego rodzaju wyrzuty sumienia. No by mu tu wypoczywamy, balujemy, cieszymy się ze wszystkiego, żyjemy z całych sił, a ludzie, którzy tu mieszkają tak na prawdę, którzy mają tu swoje rodziny i swoje życie, usługują nam, dbają o nasze samopoczucie i to, żebyśmy czuli się jak w prawdziwym raju. I udaje im się to bardzo! Dla Dominikańczyka praca w hotelu to spełnienie marzeń. Szef każe się uśmiechać, być miłym, pomocnym aż do przesady. I tacy właśnie są. W recepcji K. załatwił nawet w pierwszym dniu przeniesienie nas z pokoju do wymarzonego apartamentu z widokiem na ocean – wszystko da się załatwić z nimi. Ludzie na Dominikanie są tacy kochani – nawet jeśli muszą tacy być, to i tak bardzo to doceniamy. Dlatego też zawsze uśmiechaliśmy się do pracowników hotelu i do wszystkich spotkanych ludzi. Zawsze mówiliśmy do nich w ich języku – „hola señorita” sprawiało ogromną przyjemność paniom, które dbały o czystość hotelu. A nas przecież nic to nie kosztowało. No może te napiwki. Bo dawaliśmy je często. Wiemy, że w takim hotelu zwykły pracownik zbyt wiele nie zarobi, dlatego tak ważne jest by mu pomóc, chociaż trochę.
Targuj się!
Z drugiej strony warto się targować. K. chciał kupić paczkę cygar. W hotelowym sklepie znalazł taką za 40 dolarów. W trakcie spaceru trafiliśmy do sklepiku, w którym ta sama paczka była już za 30 dolarów. Po długiej rozmowie i targowaniu się K. wyszedł szczęśliwy z paczką cygar za 20 dolarów. Czasem naprawdę wystarczy zwyczajna rozmowa;) A na takim targowaniu jak widzicie można sporo zaoszczędzić.
Najgorsze są sklepy hotelowe…
Najgorsze czyt. najdroższe. W ramach pamiątki chcieliśmy przywieźć każdemu z przyjaciół i rodziny butelkę rumu (i dlatego zawsze wracając z podróży mamy nadbagaż…). Na samym początku nie widząc innych opcji kupiliśmy kilka butelek w sklepie hotelowym – 35 dolarów za butelkę. Później poszliśmy po rozum do głowy i zapytaliśmy w recepcji, gdzie tu można zrobić jakieś zakupy. Błąd! Nie wiem, co nami kierowało, by o takie rzeczy pytać w recepcji, bo wiadomo, że odpowiedź mogła być jedna: no oczywiście, że tutaj, u nas. O, tam jest sklep z alkoholem, a tam… itd. Zapytaliśmy więc o to naszą panią fotograf i wskazała nam pobliskie (10 km) centrum handlowe. Tam ceny były już o niebo lepsze, bo za tę samą butelkę przyszło nam zapłacić ok. 25 dolarów.
Taka ciekawostka: za bukiet 4 średnich, czerwonych róż, w hotelu od K. chcieli … 100 dolarów!;) Takie miejsca przecież żyją z ludzi, którzy przyjeżdżają tu się zaręczać, brać ślub lub odbywać swoją podróż poślubną.
Uwaga na komary!
No właśnie. Kto by pomyślał, że w grudniu będziemy potrzebować sprayu na komary, bo te kąsać będą niemiłosiernie. A jednak. I ratować się trzeba było kolejny raz sklepem w hotelu. Mały spray na komary = 20 dolarów. Oczywiście na Dominikanie obowiązują dwie waluty. Ich rodzime peso i dolary amerykańskie. Nasza dobra rada: jeśli chcecie zaoszczędzić, to koniecznie na miejscu wymieńcie dolary na peso. Po pierwsze, w peso płaci się mniej, a po drugie, nie rzucacie się w oczy jako turyści i mniej mieszkańców chce Was oszukać. Same korzyści;)
Wycieczki opcjonalne, a inne opcje.
Czy warto korzystać z wycieczek, które oferuje nam biuro podróży, z którym w podróż się wybraliśmy? Niekoniecznie, choć to pewnie kwestia gustu. Nas aż korciło żeby zrobić coś na własną rękę, bo do takiego podróżowania jesteśmy przyzwyczajeni. Jednak nie zawsze tak się da i nie zawsze się to opłaca. TUI miało kilka wycieczek w ofercie. Niestety, nie zachęciła nas do nich ani rezydentka, o której jeszcze tu napiszę, bo jeszcze nigdy nam się taka kiepska nie trafiła, ani ich ceny, ani tym bardziej przymus chodzenia w tłocznej grupce i wyznaczony czas na zwiedzanie.
Poszukaliśmy innych opcji. Chcieliśmy na pewno wybrać się na jedną z najpiękniejszych wysp – Saonę, odwiedzić stolicę Dominikany – Santo Domingo i zobaczyć magiczne wodospady na półwyspie Samana. Od razu wiedzieliśmy, że na dwa ostatnie cele wynajmiemy samochód, ale z Saoną mieliśmy nie lada problem, bo to przecież wyspa, więc o dostaniu się tam autem nie było mowy. Zrobiliśmy więc mały research wśród tamtejszych biur podróży, które oferują takie wycieczki. Znaleźliśmy opcję Saony na dzień, który jako jedyny nam pasował i zapłaciliśmy za nas razem 200 dolarów. Od razu napiszę, że warto – to faktycznie najpiękniejsze miejsce na Dominikanie. Na potwierdzenie załączam poniższe zdjęcia, a temat Saony zgłębię przy okazji kolejnego wpisu:)
Samochodem przez wyspę.
Jak już pisałam, jeśli chodzi o zorganizowane wycieczki, to skorzystaliśmy tylko z Saony. Resztę zrobiliśmy sami. I dopiero wtedy poczuliśmy, że żyjemy naprawdę! Na początku pojawił się jednak problem wynajęcia samochodu. W Europie tego problemu nie ma, a tu jednak jest zupełnie inny świat i inne zasady. Postanowiliśmy więc skorzystać z rady rezydentki, która przecież mieszka tu już od dłuższego czasu. I co się okazało? Absolutnie nie polecam wynajęcia samochodu, wręcz odradzam! To bardzo niebezpieczne, nikt tu nie umie jeździć, wpakujecie się w kłopoty, a nawet gorzej. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił takiej antyreklamy dla czegoś, co wydawało nam się normalne w tak turystycznych miejscach. Musieliśmy więc radzić sobie sami. Skorzystaliśmy z wynajmu aut w hotelu i podejrzewam, że przepłaciliśmy, ale nie było zbytnio innego wyjścia, bo wszystkie wypożyczalnie typu Hertz były sporo od nas oddalone.
Chcieliśmy samochód na jeden, góra dwa dni. Stwierdziliśmy, że skoro jesteśmy w tak bajecznym miejscu, to możemy zaszaleć i wynajęliśmy Mustanga – mina K., kiedy wsiadł za kierownicę, była bezcenna i warta każdego wydanego dolara;) Jeśli chodzi o koszty wynajmu, to za normalny samochód przyjdzie nam zapłacić ok. 80-90 dolarów za dzień + koszty paliwa. Za Mustanga z kolei zapłacimy ok. 150 dolarów za dzień, jednak z możliwością wypożyczenia na min. 2 dni. Koszty paliwa tu wzrosną, bo taki samochód pali jak smok. Pocieszający jest fakt, że cena paliwa jest porównywalna do ceny w Polsce, więc nie jest aż tak źle.
Przy wynajmowaniu samochodu pamiętajcie tylko, że zazwyczaj jest to możliwe, jeśli ma się skończone 25 lat i kartę kredytową. To jest reguła, ale zdarzają się od niej wyjątki, bo np. na Krecie oboje mieliśmy 24 lata i zwykłe karty do bankomatu, a jednak jakoś udało nam się wynająć samochód, a nawet dwa różne. No ale jeśli w danej firmie będą bardzo przestrzegać zasad, to może pojawić się problem.
Samo jeżdżenie po Dominikanie to prawdziwy rollercoaster. Tu z kolei nie ma żadnych zasad. A nie, jest jedna! Zasada pierwszeństwa, czyli kto pierwszy, ten lepszy. Sprawdza się to na skrzyżowaniach, gdzie jeśli komuś uda się na nie wjechać pierwszemu, to nie zwraca najmniejszej uwagi na resztę uczestników ruchu. Wyprzedzanie z każdej strony, skuterki błąkające się pomiędzy lusterkami, piesi przechodzący przez autostradę i to spacerkiem… To jednak nic w porównaniu z tym, kiedy wjedzie się do centrum miasta. A najlepiej do samej stolicy. Dziękowałam w duchu K., że to jemu przypadł „zaszczyt” prowadzenia w mieście, w dodatku takiego auta. Młyn niesamowity! Wszędzie korki gorsze niż na Zakopiance i ludzie, którzy potwornie się wściekają. Jeśli nie jesteście doświadczonymi kierowcami, to naprawdę nie polecam pchać się do samego centrum. Lepiej zostawić auto na którymś parkingu pod miastem.
Nam udało się jednak zaparkować w samej dzielnicy kolonialnej, którą chcieliśmy zwiedzić. Od razu pożałowaliśmy ładnych ubrań (no bo przecież zdjęcia trzeba zrobić!) i zdecydowania się na Mustanga – jak tylko wyszliśmy, wokół auta zebrał się spory i zaciekawiony tłum. Trochę się wystraszyliśmy, zwłaszcza, że miła sprzedawczyni z przeciwka poradziła nam, byśmy kamerę i aparat schowali głęboko w torbie, bo możemy je szybko stracić. Także jeśli chodzi o Santo Domingo, to lepiej nie rzucać się w oczy – nie powtarzajcie naszego błędu. A o samej stolicy również będzie oddzielny wpis;)
Rajska plaża zamiast wodospadów.
Mieliśmy ambitny plan zwiedzenia stolicy i wodospadów (które znajdowały się po drugiej stronie wyspy) w jednym dniu. Nic z tego. Zrezygnowaliśmy z wodospadów i tym samym daliśmy sobie powód, by wrócić na cudowną Dominikanę;) Zamiast tego w drodze powrotnej skorzystaliśmy z rady pewnego Dominikańczyka i zboczyliśmy z trasy, by znaleźć się na rajskiej plaży – tuż przy morzu karaibskim! To zupełnie inna bajka niż ta w Punta Canie. Ów Dominikańczyk nie powiedział nam tylko, że plaża ta jest plażą prywatną. I tutaj wybór Mustanga bardzo nam pomógł – od razu było widać, że wpuszczają wybrane osoby. Ponoć niektórym każą nawet płacić za wstęp. Nas natomiast pani w recepcji zapytała, czy to my przyjechaliśmy tym pięknym samochodem, po czym wpuściła z uśmiechem na twarzy. Tak oto znaleźliśmy się na fantastycznej plaży – Juanillo. Szkoda tylko, że akurat tego dnia słońce nam nie sprzyjało, ale i tak było cudownie:) O niej również napiszę nieco więcej przy okazji kolejnego wpisu, a póki co zdjęcia na zachętę:
Czasem słońce, czasem deszcz…
Jeśli chodzi o pogodę na Dominikanie, to jest różnie, z przewagą słońca i ciepełka. Jest to klimat równikowy. Temperatury przez cały rok są wysokie, a powietrze wilgotne. Jest idealnie. My cały czas mieliśmy ok. 35 stopni. Wczesną wiosną i latem na Dominikanie panują ulewne deszcze, a we wrześniu i październiku huragany. Sezon trwa od końca listopada do końca marca. Jednak reguły nie ma. Są tacy, którzy byli we wrześniu i mieli piękną pogodę, a są tacy, którzy byli w styczniu i padał deszcz. Podczas naszego pobytu jakieś 3 dni padał ulewny deszcz, ale tylko 10 minut wieczorem i po paru sekundach nie było po nim śladu. Słońce towarzyszyło nam większość czasu, no poza tym dniem zwiedzania stolicy, za co byliśmy wręcz wdzięczni;) Sporadycznie pojawiały się też chmurki, chmury i chmurzyska, ale kompletnie nie odejmowało to uroku naszemu kawałkowi raju na ziemi … Wczasy w letnich miesiącach, czyli poza karaibskim sezonem, są sporo tańsze. Najgorzej pod tym względem jest właśnie od grudnia do marca. Może więc pobyt w lipcu czy sierpniu nie jest wcale złym pomysłem?
Na koniec jeszcze krótka informacja o szczepieniach, oczywiście z mojej perspektywy, jak cały dzisiejszy wpis;) Według informacji podanych na stronach dotyczących szczepień dla podróżujących, na Dominikanę obowiązuje szczepienie przeciw WZW A i WZW B, które podejrzewam każdy miał w dzieciństwie. Większość szczepień jest tylko zalecana, a nie obowiązkowa, tak jak np. w przypadku podróży do krajów azjatyckich. My nie szczepiliśmy się na nic, bo tak jak pisałam, oba WZW mieliśmy w dzieciństwie. Zaoszczędziło nam to i czasu (bo to chyba odbywa się w 3 dawkach) i pieniędzy, bo szczepienia nie są tanie. Jeśli jednak nie byliście wcześniej na to szczepieni, to dobrze byłoby to zrobić. Wystarczy raz na całe życie;) A na Dominikanie i bez szczepień jest bezpiecznie – wystarczy stosować się do prostych zasad: pić tylko i wyłącznie butelkowaną wodę (nawet zęby myliśmy taką) i nie zjadać nietypowych produktów w miejscach, co do których czystości nie mamy pewności.
Podsumowując:
Dominikana to przepiękny kraj! Polecam ją każdemu, kto chce choć przez chwilę poczuć się jak w raju, kto chce podziwiać bajeczne widoki, skorzystać z kąpieli w ciepłym morzu, poczuć pod stopami biały piasek, wygrzewać się na słońcu, delektować mojito przy basenie, ale też zwiedzić jedno z najstarszych miast Nowego Świata, przejść przez dżunglę, zobaczyć zupełnie inny świat. Wybraliśmy Dominikanę, bo tam jest co robić – nie interesują nas takie miejsca, jak np. Malediwy, bo nie należymy do osób lubiących spędzać czas tylko na plaży.
Polecam ją przede wszystkim jednak osobom, które niekoniecznie nastawione są na oszczędne wakacje – tutaj po prostu nie zawsze tak się da. Trzeba liczyć się z tym, że na miejscu możemy wydać nawet połowę sumy, którą zapłaciliśmy za same wakacje. Mimo wszystko – warto. Warto choć raz w życiu pozwolić sobie na taką przygodę:)
A może Wy byliście na Dominikanie i macie jakieś cenne rady, z których wszyscy moglibyśmy skorzystać? Koniecznie podzielcie się w komentarzach!:)
*Podkreślam, że wpis jest subiektywny i wszystko zostało napisane z mojego punktu widzenia;)
** Tworzenie tego wpisu zajęło mi dokładnie 7 godzin i 15 minut, ale było warto – tak samo jak warto było wybrać się w tak cudowne miejsce:)
Liczba komentarzy: 22