Ostatnio co chwilę trafiam na blogi, na których przewija się temat oszczędzania. Nie chodzi tu tylko o oszczędzanie pieniędzy, ale również czasu i nerwów;) Temat mnie zaintrygował, szczególnie w takiej formie, w jakiej zrobiła to Monika z bloga BLACKDRESSES zwłaszcza, że mamy bardzo zbliżony do siebie pogląd na niektóre sprawy.
Temat spodobał mi się na tyle, że postanowiłam stworzyć wpis, w którym przyjrzę się nie tylko moim finansom, ale również temu, czy przypadkiem niepostrzeżenie nie wpadłam w sidła „pożeraczy czasu”. Może i ja zainspiruję kogoś do podobnych przemyśleń.
Jeśli chodzi o oszczędność czasu, to nigdy nie miałam z tym problemu. Moja rodzina uważa, że jestem mistrzynią organizacji i być może coś w tym jest. Zawsze staram się tak rozplanować dni, żeby mieć czas na wszystko. Kiedy w ciągu tygodnia nadarza się okazja, żeby pojechać do domu z odwiedzinami, to w ciągu kilku godzin potrafię wlecieć z wizytą do rodziców, brata, jednych dziadków, drugich dziadków, rodziców K. i do moich chrzestnych i chrześniaka. No i wszyscy jesteśmy szczęśliwi:)
Pracę również rozplanowuję sobie tak, żeby ze wszystkim zdążyć.
Nigdy natomiast nie byłam dobra w oszczędzaniu pieniędzy. To znaczy nie wydaję ich głupio i nierozważnie, ale też ich nie „kolekcjonuję”;) Dlatego zacznę może od przedstawienia rzeczy, na które nie szkoda mi ani czasu ani pieniędzy, a później kilka słów o tym, na co mi szkoda i jednego i drugiego. Mam nadzieję, że da mi to jakiś sensowny pogląd i zwróci moją uwagę na coś, co być może mi umyka.
NA CO NIGDY NIE JEST MI SZKODA CZASU I PIENIĘDZY.
1. Zdrowie. Mam nadzieję, że ten punkt jest u nas wszystkich wspólny. Jeśli chodzi o zdrowie moje czy mojej rodziny, to nigdy nie będzie mi szkoda ani czasu, ani pieniędzy. To jest wysoko na szczycie mojej listy, ale wydaje mi się to tak oczywiste, że nie będę się tu wdawać w szczegóły.
2. Odwiedziny najbliższych. Jak już wspominałam wcześniej, staram się odwiedzać rodzinę i spotykać z przyjaciółmi tak często, jak tylko się da. W ciągu tygodnia znajdujemy przynajmniej jeden dzień wolny i przemierzamy ok. 100 km, by choć na chwilę znaleźć się w domu. Nigdy nie myślałam sobie, że może to marnotrawstwo paliwa lub czasu, który mogłabym przeznaczyć na cokolwiek innego. Dni spędzone w domu są dla mnie najcudowniejsze i warte każdej minuty i każdej złotówki:)
3. Niespodzianki dla innych. Sprawia mi to po prostu ogromną frajdę. Potrafię kilka dni siedzieć nad jakimś pomysłem i mozolnie wcielać go w życie tylko po to, by na twarzy drugiej osoby pojawił się ogromny uśmiech. Czasem sobie myślę, że wymyślanie dla kogoś jakichś niespodzianek byłoby dla mnie pracą marzeń – serio mogłabym się tym zająć zawodowo;)
4. Jedzenie. I nie, nie chodzi tu o duże ilości jedzenia. Chodzi o jedzenie, które dobrze wpływa na moje zdrowie i samopoczucie. Jem wszystko to, co sprawia, że dobrze się czuję. Sto razy bardziej wolę postać w kuchni dłużej i przygotować danie, które będzie zawierało sporą dawkę witamin, niż pójść do miasta i na szybko zadowolić się fast-foodem. Owszem, zdarza mi się jeść pizzę czy frytki, a nawet więcej: zdarza mi się jeść wszystko! Chodzi mi jednak o świadomy wybór, że jedzenie jest dla mnie na tyle ważne, że poświęcam mu czas i pieniądze, bo z reguły zdrowsza żywność kosztuje nas więcej. Ma to jednak szerszy wymiar i w moim odczuciu zajadanie się śmieciowym jedzeniem na dłuższą metę jest mniej opłacalne.
5. Podróże. Tutaj nie mam praktycznie żadnych ograniczeń. Jeśli trafia się okazja, to potrafię wyjechać choćby na jeden dzień gdziekolwiek. Choćbym miała masę rzeczy do zrobienia, to i tak znajdę czas na podróż. Np. teraz – mamy dwa projekty do zrealizowania, sporo pracy, magisterkę do pisania i koniec sesji na studiach, ale wybieramy się na kilka dni do Zakopanego. Nie wyobrażam sobie życia bez podróży!
6. Książki. To nic, że w naszym mieszkaniu książki utworzyły już przedziwną rzeźbę, która z każdym podmuchem grozi samozniszczeniem. To nic, że część książek musimy wywozić do domu na strych lub do dawnych pokojów. To nic, że w kolejce czekają nadal nie przeczytane. Za każdym wyjściem z domu na zakupy kryje się powrót z kolejną książką.
7. Edukacja. I to szeroko pojęta edukacja – nie tylko szkoła czy studia. Chodzi o przeróżne kursy, szkolenia, seminaria czy samokształcenie. Wszystko, co pomaga mi w rozwoju i zdobywaniu wiedzy. Ostatnio podliczyłam koszty, które przeznaczyłam właśnie na moją edukację i wyszło mi, że spokojnie mogłabym za to kupić najlepszej klasy samochód prosto z salonu. I co? I wcale nie jest mi żal ani jednej złotówki poświęconej na żmudny proces kształcenia się. Gdybym mogła cofnąć czas, wszystko zrobiłabym tak samo. Nie żal mi też tych długich godzin spędzanych na nauce, podczas gdy inni imprezowali. Nie żal mi czasem nieprzespanych nocy. Nie żal mi niczego, bo wszystko co robię, robię dla siebie. I wiem doskonale, że wcześniej czy później każdy najmniejszy trud włożony we własną edukację, opłaci mi się.
8. Buty i torebki. Już dawno nauczyłam się, że buty to podstawa – w końcu to na nich opiera się cała reszta;) Mam swój ulubiony butik, w którym sprowadzają niepowtarzalne egzemplarze. Na buty przeznaczam sporo pieniędzy, ale zwykle jedną parę mam na kilka lat. Mam ich sporo, ale wszystkie pary są najlepszej jakości. Zapewnia mi to ładny wygląd przez długi, długi czas. Z torebkami jest podobnie. Wolę mieć ich mniej, ale lepszej jakości. Te dwie części garderoby potrafią czasem zrobić cały „look” i sprawić, że kobieta wygląda korzystnie.
9. Ubrania. Skoro jesteśmy przy tematyce modowej, to nie mogę zapomnieć o tym, czego nauczyłam się dopiero niedawno. Otóż do tej pory zdarzało mi się co kilka dni wpadać w zakupowy szał i wracać do domu z przypadkową kurtką, bluzką czy spódniczką. Teraz w końcu uporządkowałam życie pod tym względem. Kupuję rzadziej, ale porządniejsze rzeczy. Wolę poszukać konkretnej bluzki dłużej i wydać na nią więcej, ale przynajmniej mam pewność, że jest dobrej jakości. Zwracam uwagę na metki, a nie na nazwę sklepu. Potrafię chodzić w jednej rzeczy częściej, a nie codziennie zmieniać stylizację. Nadal mam dni, kiedy walczę z zakupową manią i… przegrywam, ale jest ich zdecydowanie mniej. I wcale nie jest mi żal, że za jedną bluzkę kiedyś mogłam mieć ich aż 3 – takie bluzki z reguły wyrzucałam po kilku praniach.
10. Perfumy. W przypadku perfum jest podobnie jak w przypadku ubrań. „Mniej znaczy więcej”. Od lat mam swoich ulubieńców i tylko wymieniam puste buteleczki na nowe. Całe szczęście, że akurat perfumy bardzo często dostaję w prezencie od K., więc mam problem z głowy;)
NA CO JEST MI SZKODA I CZASU I PIENIĘDZY.
1. Kosmetyki. Ale oczywiście nie na wszystkie;) Maluję się rzadko – tylko wtedy kiedy wychodzę do ludzi w jakimś ważnym celu. Mam swoje ulubione kosmetyki i ich zwykle używam. Nie czuję potrzeby kupowania co chwilę nowego podkładu, tuszu czy pomadki tylko dlatego, że ktoś takich właśnie używa i bardzo je poleca. Mam jedną, średniej wielkości kosmetyczkę i zawiera ona wszystko, co jest mi potrzebne.
2. Manicure u kosmetyczki. Zacznijmy od tego, że nie cierpię wszelkich sztuczności, a do tego niestety zaliczam tipsy, a nawet hybrydę, paznokcie żelowe czy co tam jeszcze istnieje. Mam to szczęście, że w przeciwieństwie do włosów, moje paznokcie są bez zarzutu – mocne, zdrowe i dość kształtne. Maluję je więc sama i to mi w zupełności wystarcza. Szybko, tanio i efektownie;)
3. Nowości, gadżety. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ludzie wyczekują jakiegoś nowego sprzętu jak pierwszej gwiazdki w wigilijny wieczór. Dla mnie sprzęt ma spełniać swoje funkcje i sprawnie działać. Dopiero jeśli coś z tym jest nie tak, to zaczynam myśleć nad zakupem nowego. Przykład: Swój telefon mam od dwóch lat. Dotychczas był idealny, działał bez żadnych zastrzeżeń. Natomiast ostatnio zaczyna szwankować i dlatego poważnie myślę nad zmianą na nowszy model. Ale nie „jaram się” tym, że mam coś najnowszego, najdroższego, najbardziej wypasionego i w ogóle wszystko „naj”;)
4. Kino. O ile do teatru czy opery chodzę często, tak kino odpuściliśmy sobie już kilka lat temu. Jakoś nie przekonuje mnie siedzenie w niewygodnym fotelu z często niezbyt dobrze wychowanymi osobami obok. Zrobiliśmy sobie nasze własne, domowe kino i czasem udaje nam się w domowym zaciszu obejrzeć film, który do kin dopiero wchodzi. Tak jest dla nas o wiele lepiej, choć rozumiem, że większość osób kino uwielbia i w żadnym wypadku tego nie neguję.
5. Modne rzeczy. I nie chodzi tu o ubrania. Chodzi mi o zachowanie, które ostatnio coraz częściej zauważam w moim otoczeniu. W dobie, kiedy podglądamy życie innych osób, np. blogerów czy vlogerów i kiedy widzimy co oni posiadają, nagle pragniemy mieć to samo. Tylko dlatego, że ona czy on to mają. Nie patrzymy na to, czy dana rzecz jest nam potrzebna. Tak samo z zajęciami – skoro oni to robią, to my też chcemy. Nie wyobrażam sobie, żeby kupić czy robić coś, co nie jest mi do końca potrzebne, ale modnie to mieć.
6. Imprezy. Nigdy nie należałam do osób, które w każdy weekend muszą zaszaleć. Owszem, lubię wyjść i potańczyć z przyjaciółmi, ale ostatnio robię to coraz rzadziej. Zamiast tego wolę zaprosić przyjaciół do domu i spędzić z nimi miło czas przy dobrym jedzeniu i różnych grach lub zabawach. Starość?;)
7. Bezsensowne przeglądanie Internetu. Facebook to największy pożeracz czasu. Odkąd złapałam się na tym, że czasem wręcz bezmyślnie przewijałam jego stronę co jakiś czas odświeżając, postanowiłam z tym skończyć. I to się tyczy nie tylko wspomnianego Facebooka, ale ogólnie Internetu. Wchodzę tylko na te strony, które mnie interesują i które przedstawiają dla mnie jakąś wartość. Szukam inspiracji, poszerzam horyzonty i odkrywam coraz to nowsze treści. I taki sposób spędzania czasu w sieci nie jest dla mnie jego stratą – wręcz przeciwnie.
8. Ludzi, których nie lubię. Skończyłam na siłę spotykać się ze znajomymi, którzy są fałszywi i źle wpływają na moje samopoczucie. Po prostu – „odchwaściłam” się;) Pieniądze za przysłowiową kawę i przynajmniej godzina czasu – zaoszczędzone.
9. Snapchat. Rozumiem, że ta aplikacja wciąga i uzależnia i chyba dlatego nie chcę rozpoczynać przygody z nią. Poza tym nie lubię podążać za tłumem – skoro niemal wszyscy go używają, to ja nie będę. Wiem, że mogłabym stracić masę czasu przy Snapchacie. Już i tak dodaję sporo zdjęć na blogu, fanpage’u czy Instagramie, a nie widzę celu w dodawaniu co chwilę zdjęć, które przedstawiają moje codzienne czynności czy to, co akurat mam przed oczami. Jeśli coś zwraca moją uwagę to po prostu robię zdjęcie i wstawiam je później.
A Wy? Na co jesteście w stanie poświęcić swój czas i pieniądze, a na co nie wydalibyście ani grosza i nie spędzilibyście nad tym ani sekundy?:)
Liczba komentarzy: 11