Wyobrażaliście sobie kiedyś jak wygląda raj? Ja już nie muszę sobie tego wyobrażać, bo wiem. Sprawdziłam to na własnej skórze. Byłam w raju przez kilka godzin. Biały, miękki piasek delikatnie muskający stopy, promyki słońca łaskoczące twarz i lekki wiatr, rozwiewający włosy mokre od morskich fal. Soczyście zielone palmy uginają się pod ciężarem dojrzewających, słodkich kokosów i skłaniają ku idealnie lazurowemu morzu. Tylko niebo nie jest idealne, bo jego błękit od czasu do czasu odwiedzany jest przez białe, puszyste chmurki, które dają chwilę wytchnienia i pozwalają odpocząć od słonecznej kąpieli…
Saona – to właśnie raj. Jest to wyspa na morzu karaibskim, która jako jedna z nielicznych zachowała jeszcze dziewicze piękno. Nie znajdziecie tu żadnego hotelu czy ogromnej ilości sklepików z pamiątkami. Będziecie mogli za to doświadczyć tego wszystkiego, o czym pisałam wyżej. Saona jest bajecznie piękna, ale od razu muszę zaznaczyć pewien minus, którym zazwyczaj obarczone są tego typu miejsca: ogromna ilość turystów, którzy tak ja my, chcą choć przez chwilę znaleźć się w raju. Mimo wszystko – warto. Jeden dzień na wyspie w zupełności wystarczy, a wspomnienia, które dzięki temu stworzycie, zostaną z Wami do końca.
No ale zacznijmy od początku, czyli od tego jak na Saonę dotrzeć. Najłatwiejszym i najbardziej popularnym sposobem jest wykupienie wycieczki w lokalnym biurze podróży, u któregoś z jego przedstawicieli. Jeśli na Dominikanie zatrzymaliście się w hotelu, to z pewnością spotkacie takich przedstawicieli nie raz. Ceny są różne, więc najlepiej się targować. Zazwyczaj zaczynają się od 150 dolarów, a kończą na 70, jeśli macie dar perswazji;)
Wykupujecie interesującą Was opcję i umawiacie się na konkretny dzień i godzinę. Podróż na Saonę wygląda zazwyczaj tak samo, niezależnie w którym hotelu się zatrzymaliście. Różnić się może tylko czas dojazdu do miejsca, z którego odbierać będą Was motorówki. U nas czas jazdy autobusem do Bayahibe wyniósł ok. 2 godzin. Na miejscu czekaliśmy kilka minut na naszą motorówkę.
Autobus spod hotelu zabiera nas dość wcześnie, więc raczej nikt nie zjada śniadania. Mimo tego, kiedy tylko wejdzie się na motorówkę, opiekun wycieczki od razu częstuje dominikańskim rumem – dobra zabawa jest więc gwarantowana;)
Motorówką przemierzamy morze karaibskie zaledwie kilka minut i nagle zatrzymujemy się w samym jego środku. Wokół nas jest tylko przepiękna woda i daleko, na horyzoncie majaczy brzeg z zielonymi palmami. Tymczasem opiekun każe nam się … rozbierać! Następnie informuje nas, że mamy tu kilkuminutową przerwę i możemy robić to, na co mamy ochotę, czyli po prostu wskoczyć do pięknej wody prosto z motorówki:)
Okazuje się, że jest to „Natural Pool”, czyli naturalny basen, w którym każdy może przez kilka minut się nacieszyć, bo poziom wody nie przekracza naszych ramion. Jest to najładniejsze miejsce w obrębie Saony, tzn. z najładniejszym kolorem wody;) Choć nie wiem czy zauważyliście, ale ten kolor wody jest mocno uzależniony od słońca. Podczas kąpieli w basenie możecie ewentualnie zrobić sobie zdjęcie z rozgwiazdą, a nieco później dowiedzieć się, że musicie (oczywiście tylko jeśli chcecie je dostać) zapłacić za nie kilkadziesiąt dolarów. No cóż, biznes to biznes.
Płyniemy dalej, a nasza podróż motorówką do istny rollercoaster. Nie wiem jak znieśli ją Ci, którzy na pusty żołądek wypili kilka kubeczków rumu;) W końcu jednak docieramy do celu i naszym oczom ukazuje się wspomniany wcześniej raj. Akurat świeci słońce, więc „ochom” i „achom” nie ma końca. My też ulegamy temu zauroczeniu.
Gdy nasze emocje powoli opadają, udajemy się na małe zwiedzanie wyspy. Na każdym kroku kryje się tam uroczy zakątek, który aż prosi się, by zrobić sobie w nim zdjęcie. Tak też więc robimy;)
Bardzo żałuję tylko jednego. Nie mogłam pospacerować po wyspie tyle, ile bym chciała, bo tego dnia miałam prawie 40 stopni gorączki, bóle brzucha i mdłości. I tak cieszę się, że dałam radę pokonać taką drogę autobusem, a później motorówką. Jednak na miejscu złe samopoczucie dało o sobie znać. Najpierw raziło mnie słońce, więc chowałam się przed nim w cień. Później było mi strasznie zimno i miałam dreszcze. Nie mogłam jednak odpuścić sobie kąpieli w krystalicznej wodzie, więc zacisnęłam zęby i zanurkowałam. Czego się nie robi, by spełnić marzenie;) Większość czasu jednak odpoczywaliśmy pod palmami. Delektowaliśmy się kokosową wodą, a K. zjadł pyszny obiad, na który ja niestety nie mogłam nawet spojrzeć bez dziwnego uczucia w żołądku… Pozostało nakarmić zmysły cudownymi widokami;)
Na wyspie mieliśmy kilka godzin czasu wolnego. Kiedy nadeszła godzina powrotu, czuliśmy pewien niedosyt. Okazało się jednak, że powrót był równie wyjątkowy, jak pobyt na Saonie. To karaibski klimat w najlepszym wydaniu: katamaran w odróżnieniu od motorówki leniwie przemierzający morze, rum i tańce w rytmie merengue. Cudo! Nawet gorączka nie przeszkodziła mi w fantastycznej zabawie:)
Saona to naprawdę jedno z piękniejszych miejsc na Ziemi. Jeśli jesteście na Dominikanie, to koniecznie musicie ją odwiedzić. Dopiero tam można poczuć ten specyficzny klimat, który gości w niektórych filmach. Jestem zachwycona, że udało mi się na własne oczy zobaczyć tak wspaniałe miejsce i polecam taką wycieczkę każdemu:) Na koniec mam dla Was krótki film z Saony – zapraszam do obejrzenia w jakości HD oczywiście;)
Liczba komentarzy: 8