21 August 2018

Pomysł na organizację urodzinowej niespodzianki dla mojego męża!

#mygorgeousinspirations
Autor:
Di | #mygorgeousinspirations

WhiteStory_280

Jak już pewnie zauważyliście, dużo się u nas ostatnio dzieje. Zwłaszcza, jeśli chodzi o wszelakie imprezy;) Wieczory Panieńskie, urodziny, rocznice, grille, wesela. W te wakacje tyle razy usłyszałam, że powinnam zawodowo zająć się organizacją imprez, że naprawdę zaczęłam się nad tym zastanawiać. Gdyby tylko doba miała dwa razy więcej godzin;)

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moim pomysłem na 29 urodziny mojego męża, które świętowaliśmy w niedzielę.

Z racji tego, że w tym dniu okazje do świętowania były dwie, bo obchodziliśmy także naszą pierwszą rocznicę ślubu (ależ to przeleciało!), to chciałam spędzić ten wyjątkowy czas ze wszystkimi bliskimi nam osobami. Na pomysł zorganizowania imprezy – niespodzianki wpadłam przy okazji robienia urodzinowej niespodzianki mojej babci i wtedy wszystko się zaczęło…

W pomoc zaangażowanych było ponad 50 osób i niemal tyle osób zostało zaproszonych na urodziny. Niestety, jak to zwykle bywa, nie da się ustalić takiego terminu, żeby każdemu pasowało. Ci, którym nie udało się być z nami w tym dniu, mieli jednak bardzo dobre powody. Jedni właśnie się zaręczali, innym urodziło się dziecko, inni już dawno mieli zaplanowane wyjazdy. Rodzice K. byli akurat nad morzem, w związku z czym nie mogli być ani oni, ani jego brat z rodziną, bo ktoś musi pilnować firmy. Siostra K. też poleciała na wakacje…. Większość osób jednak była z nami i jesteśmy w związku z tym bardzo szczęśliwi:) Nasze grono było naprawdę liczne!

Zacznijmy jednak od początku. Nie miałam pojęcia, jak to wszystko zorganizować w tajemnicy przed K., z którym przecież spędzam niemal okrągłą dobę. Zaczęłam więc od stworzenia wydarzenia na Facebooku, na które zaprosiłam wszystkich. Tam ustaliliśmy, że impreza odbędzie się dokładnie w dniu urodzin i połączymy ją z naszą rocznicą.

Data, godzina i miejsce ustalone, nadszedł więc czas ustalić jak to wszystko ma wyglądać. Wymyśliłam sobie, że zrobimy grilla na mojej działce, co jest zazwyczaj ciut bardziej skomplikowane, bo jest to działka budowlana i póki co nie ma tam ani wody, ani prądu – jest tylko garaż i mnóstwo przestrzeni:) Dlatego właśnie wszystko miało rozpocząć się dość wcześnie, bo o 16:00. Była to niedziela, niektórzy goście (w tym my) wracali później do Wrocławia, więc tym lepiej.

Widziałam to tak, że wszyscy zbiorą się na działce kilka minut wcześniej i niczego nie będziemy szykować. Ja pojadę po K., a reszta schowa się w garażu i kiedy my przyjedziemy, wszyscy wybiegną z niego i zaśpiewają mu „sto lat”. W rzeczywistości wyglądało to o wiele lepiej! Ale po kolei.

Ustaliłam menu, załatwiłam potrzebne rzeczy. Zakupy musiałam robić na raty, tak, żeby mój mąż się nie zorientował. Tyle kłamstw, ile nasłuchał się od nas przez ostatnie tygodnie, to chyba w życiu nie usłyszał. Na szczęście były to kłamstwa w dobrym celu;)

Przyjaciółka kupiła mi piękne, plastikowe naczynia, talerze, sztućce, kieliszki. Poinformowała mnie o tym akurat przy K., więc wymyśliłyśmy, że te naczynia zamawiała moja babcia, która w mig pojęła o co chodzi i tym samym uratowała nas przed zdemaskowaniem. Mój mąż ma „gumowe ucho”, więc musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby ustalać różne szczegóły w jego obecności. Wykorzystywałam każdy moment, kiedy musiał iść do toalety, prosiłam inne osoby, żeby pod jakimś pretekstem odciągały go ode mnie. A ta moja przylepa jak na złość nie odstępowała mnie na krok!

Wszyscy byliśmy nieźle podekscytowani całą akcją – nie sądziłam, że aż tak każda z osób zaangażuje się w pomoc! Wspólnie też ustaliliśmy, że złożymy się na prezent dla K., żeby miał coś lepszego od nas. Umówiliśmy się na przelewy na moje konto, a że K. ma do niego dostęp, to tytuły przelewów były najróżniejsze: „spłata długu”, „oddaję za książkę”, „dziękuję za pożyczkę”, „uratowałaś mi tyłek!”;) Śmiałam się do monitora, a K. zastanawiał się o co mi chodzi.

Za uzbieraną kwotę i po dołożeniu mojej części, kupiłam mu trzy vouchery. Jeden na degustację whisky z jego ulubieńcem Tomaszem Millerem, drugi na weekendowy kurs fotografii, a dzięki trzeciemu będzie mógł sam zdecydować, co chce zrobić: lot w tunelu aerodynamicznym, skok ze spadochronem i 170 innych atrakcji. Jak się później okazało, prezent był strzałem w 10 i mocno przypadł mojemu mężowi do gustu:)

Najzabawniejsze było to, jak K. sam musiał kosić trawę na działce, zupełnie nie widząc w tym sensu, bo przecież ognisko robimy dopiero we wrześniu;)
Nic nie przebije jednak faktu, że sam musiał również zapłacić za swoje kurczaki (jego rodzice mają hodowlę). Ja nie mogłabym ich przygotować i zabrać ze sobą, bo od razu pytałby mnie po co mi one. Wymyśliłam więc, że przyjaciółka zadzwoni, że chce w weekend robić grilla i potrzebuje trochę przyprawionych już kurczaków. K. postanowił dostarczyć je osobiście do jej domu i chcąc nie chcąc, musiała za nie zapłacić. Tak samo było z drugą przyjaciółką, która niby kupiła kurczaki i zabrała je ze sobą do Wrocławia. Oczywiście teraz K. będzie musiał zwrócić im pieniądze;)

Miałam też problem z napojami i piwem, bo chciałam kupić je w Tesco, we Wrocławiu. Zaangażowałam w tym przypadku również przyjaciółkę, której do grilla było potrzebne jeszcze piwo i wino. To wyjaśniało, dlaczego pewnego razu na zakupach ja, niepijąca piwa, kupuję nagle kilka czteropaków;) K. tylko poczuł się urażony, że kupuje przyjaciołom piwo i kurczaki na grilla, na którego nie został zaproszony…

Przede mną było jeszcze bojowe zadanie do wykonania. Para przyjaciół z Wrocławia chciała przyjechać do nas na cały weekend. K. zgodził się na to, zaproponował im nocleg w domu rodzinnym, ale podkreślił, że w niedzielę po obiedzie muszą wracać, bo my mamy rocznicę i chcemy spędzić ten wieczór we dwoje;) Wpadłam więc na pomysł, że zarezerwuję nam kolację na niedzielny wieczór w ulubionej wrocławskiej restauracji i tym samym K. tym bardziej nie będzie się niczego domyślał. No i to był świetny pomysł.

W piątek po południu wróciliśmy z K. w rodzinne strony. Babcia na moją prośbę poinformowała go, że w sobotę potrzebuje mnie na zakupy, bo popsuł im się samochód. K. uwierzył, więc w sobotni poranek bez problemu wybrałam się z babcią, by kupić ostatnie potrzebne rzeczy. Pojechałam też na działkę trochę posprzątać i przygotować kilka spraw, a tam po sporych trudach, dojechali do mnie przyjaciele z Wrocławia. Z nimi już pojechaliśmy do K., a następnie wybraliśmy się na obiad, zwiedzanie okolicy i drinki. Wieczorem zrobiliśmy sobie grilla z nimi, bratem i bratową K., którzy również byli we wszystko wtajemniczeni. Musiałam pilnować, żeby nikt przypadkiem niczego nie wygadał;)

Rano zjedliśmy późne śniadanie, wypiliśmy kawę i zjedliśmy urodzinowego torta, a na koniec rosół. Nasi przyjaciele spakowali się i pożegnali z nami, a K. nie świadomy tego, że jeszcze tego samego dnia ponownie ich zobaczy, umawiał się z nimi na spotkanie we Wrocławiu.

Przyjaciele pojechali do mojej babci, robić sałatki i pakować wszystko na wyjazd na działkę. Tymczasem brat K. idealnie wywiązał się z zadania, które mu przydzieliłam. Poprosił go, żeby pomógł mu zrobić coś w kurniku, co nie było jakimś wielkim zaskoczeniem dla K., bo w takie upały zawsze jest tam coś do zrobienia. W tym samym czasie na mój znak zadzwonił do mnie dziadek i poprosił, bym przyjechała mu pomóc z komputerem, bo coś mu się zepsuło. Wyszło świetnie! Razem z K. ustaliliśmy, że on pomoże bratu, a ja pojadę do dziadka i za godzinkę ruszymy do Wrocławia…

W tym czasie pojechałam już z częścią osób na działkę, rozdzieliłam zadania i poprosiłam, by pokazali reszcie, gdzie mają zaparkować samochody. Żeby niespodzianka się udała, K. nie mógł widzieć żadnego znajomego auta, więc wszyscy zaparkowali na działce sąsiadki, która jest dość ukryta. Zostawiłam ich i pojechałam po K. z mocno bijącym sercem.

Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do kościoła, w którym dokładnie rok temu braliśmy ślub <3 Kilka sekund później do K. zadzwonił mój drugi dziadek i mówi, że skoro jedziemy do Wrocławia, to po drodze mamy wstąpić na działkę, oni akurat tam są i chcą mu złożyć życzenia. K. martwił się trochę, że nie zdążymy na kolację, ale zgodził się. Pędził jak szalony! Na dwie minuty przed dotarciem na działkę, dałam znać przyjaciółce smsem, że mają się już schować do garażu. Ponad 20 osób w ciasnym, dusznym garażu! Na zewnątrz mieli zostać tylko moi dziadkowie, jak gdyby nigdy nic…

Dojechaliśmy na miejsce, dziadek złożył K. życzenia, a babcia zabrała go do garażu mówiąc, że tam mają dla niego prezent….

Zapewne K. spodziewał się małej torebeczki, a nie tego, co ujrzał. Nagle z garażu zaczęło wypływać (naprawdę było gorąco!) sporo osób, a K. nie wiedział, co się właśnie dzieje. Wszyscy śpiewali „sto lat”, przytulali go, śmiali się. Mina K. była bezcenna! Daliśmy mu prezent i trochę czasu na ochłonięcie, a kilka chwil później zaczęliśmy świętować. Dopiero wtedy rozkładaliśmy stół, krzesła i szykowaliśmy jedzenie. Ja również załapałam się na cudowne prezenty z okazji naszej rocznicy!:)

IMG_1808

IMG_1833

IMG_1840

IMG_1881

IMG_1899

IMG_1920

IMG_1965

Skoczyliśmy z K. do sklepu, bo jednak kilku rzeczy zabrakło i po drodze nie mógł wyjść z podziwu dla całej organizacji. Był ogromnie wzruszony i stwierdził, że nie wie czym zasłużył sobie na taką żonę, rodzinę i przyjaciół:) Oczywiście wzruszyłam się też!

Po naszym powrocie dotarła do nas reszta gości i pozostało nam już tylko świętować, jeść, śmiać się. K. zdmuchnął świeczki na cieście, bo na tort było zdecydowanie za gorąco;) Ja dziękowałam Bogu za idealną pogodę – znowu!

Posiedzieliśmy do zachodu słońca, a później przenieśliśmy się do moich dziadków i około północy wróciliśmy do Wrocławia. Po drodze opowiedziałam K. ze szczegółami o przygotowaniach, a K. dopiero wtedy ochłonął i po raz setny dziękował mi za wszystko.

W ten weekend po raz kolejny przekonaliśmy się, jak cudowne osoby mamy obok siebie. Rok temu, w nasze wesele, byli z nami i mogliśmy na nich liczyć, teraz ponownie tak właśnie się stało. Nie raz zresztą przekonaliśmy się o tym, że zawsze i wszędzie możemy na nich polegać. Zawsze są, wysłuchają, doradzą, pomogą, sprowadzą na ziemię. Wiele osób ma „przyjaciół”, z którymi jedyne co mogą zrobić, to „napić się wódki”, ale kiedy ich potrzebują, nagle okazuje się, że nikogo nie ma… My mamy ogromne szczęście mieć takich przyjaciół i taką rodzinę, która zawsze pomoże. A najfajniejsze jest to, że nie ma tu podziału: przyjaźnimy się z rodziną, a przyjaciół traktujemy jak rodzinę. Spędzamy czas razem i każdy dobrze czuje się w towarzystwie reszty – nieważne, czy jest to moja mama, babcia, ciocia, dziadek czy przyjaciel. I to jest piękne!

Początkowo mieliśmy w dniu naszej rocznicy być już daleko poza granicami Polski, ale przełożyłam nasz wyjazd właśnie dlatego, że nie wyobrażałam sobie spędzić ten czas bez moich bliskich. Wszystko wyszło cudownie, a my niedługo i tak wyruszymy w podróż:)

Tak to wszystko wyglądało:

A tak urodziny K. świętowaliśmy rok temu <3

WhiteStory_235

FacebookTwitterGoogle+

Dodaj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany