Dzisiejszy wpis powstał w wyniku połączenia chęci zainspirowania Was oraz próby wytłumaczenia się, dlaczego na blogu jest mnie ostatnio tak bardzo mało, a właściwie wcale.
Dom kupiliśmy w listopadzie w stanie deweloperskim. W styczniu bardzo chcieliśmy się wprowadzać i mimo, że wszyscy kiwali głową z powątpiewaniem, to my dalej szliśmy w zaparte i robiliśmy wszystko co w naszej mocy, by tak właśnie się stało. Niestety – chcieć to nie zawsze móc;) Na początku roku nie było gotowe jeszcze najważniejsze pomieszczenie, czyli łazienka. Swoją drogą to właśnie ona sprawiła, że nasza przeprowadzka nastąpiła dopiero w marcu – kiedy mieliśmy już wszystko gotowe, jakaś wewnętrzna rura postanowiła pęknąć i musieliśmy kuć płytki i… marmur – możecie sobie wyobrazić poziom naszego zdenerwowania, delikatnie to ujmując;)
Wprowadzając się w marcu mieliśmy gotową kuchnię, górną łazienkę, sypialnię, pralnię, część dolnej łazienki i postawiony drewniany domek w ogrodzie. Tylko tyle i aż tyle. Dla nas wystarczająco. Kto urządzał dom ten wie, że łatwo nie jest i wszystko trwa. To nie 50 czy 80 – metrowe mieszkanie, które urządza się w miesiąc, góra dwa. Mamy tu 180 metrów i kilka kondygnacji, z których jedna nie jest jeszcze nawet połączona schodami, więc np. w pomieszczeniu, w którym chcemy urządzać kino domowe, nie ma póki co nawet podłogi.
Nam to jednak wcale nie przeszkadza. Wszystko idzie u nas wolno z kilku powodów. Najważniejszym jest fakt, że w remoncie biorą udział jedynie zaufane osoby – nasi rodzinni fachowcy. I tak np. nieoceniony dziadek przyjeżdża do nas w soboty, bo tylko wtedy ma taką możliwość. A jak wiadomo soboty w miesiącu są zaledwie cztery…;) Mamy szczęście, bo w najbliższej rodzinie mamy genialnych fachowców, którzy znają się na tym co robią i robią to najlepiej na świecie! Na początku w remoncie brała udział jedna ekipa z zewnątrz i tyle nam wystarczy – nigdy więcej nie chcemy kogoś takiego. Na niczym się nie znali i trzeba było po nich wszystko poprawiać. Nerwy, czas i pieniądze – to wszystko na nich straciliśmy. Wolę powoli, a dobrze, a nie szybko, byle by było. Dzisiaj właśnie utwierdziłam się w tym przekonaniu, oglądając instastories jednej z dziewczyn na Instagramie, której „fachowcy” źle zamontowali kominek, który się nagle zapalił…
Dodatkowo nie poświęcamy na remont 100% uwagi, bo oprócz tego żyjemy normalnym, codziennym życiem: pracujemy, uczymy się, spotykamy z rodziną i przyjaciółmi, tworzymy nową firmę. W te wakacje mieliśmy ogromną ilość imprez i wszelkiego rodzaju uroczystości, co spowodowało, że nie każdy weekend mogliśmy poświęcić na sprawy remontowe.
Tyle z wyjaśnień;) Ale wrócę tu, obiecuję!
Pomijając fakt, że jeszcze nie w 100% nasz dom wygląda tak jak ma wyglądać, to mieszka nam się tutaj cudownie! Nie wiem czemu, ale atmosfera tego miejsca, jakaś magiczna energia sprawiają, że nie chce nam się stąd nigdzie ruszać. Znacie nas i wiecie dobrze, że długo na miejscu nie potrafimy usiedzieć i że kilka razy w miesiącu musimy gdzieś wyruszyć, na podbój świata;) A od tych kilku miesięcy, odkąd mieszkamy w naszym domu, tylko raz czy dwa nocowaliśmy poza nim! Już nawet nie spędzamy weekendów w domach rodzinnych, tylko wpadamy z wizytą w ciągu tygodnia;) Jest nam jakoś dziwnie, jak mamy nocować gdzie indziej. Może to dlatego, że jesteśmy na początku naszej „domowej” przygody, a może to naprawdę magia tego miejsca? Zobaczymy – za kilka dni ruszamy w końcu w świat, póki co nie za daleko. Może jakoś to będzie i nie będziemy tęsknić aż tak bardzo?;)
Tej niechęci do opuszczania naszego miejsca na Ziemi nie polepsza fakt, że mamy genialnych sąsiadów! W większym gronie spędzamy czas na ogniskach niedaleko naszej ulicy, ale zaprzyjaźniliśmy się głównie z dwoma – jednym, który mieszka obok, a z drugim, który mieszka kilka domów dalej. Tworzymy grupkę 5 osób dorosłych i 3 dzieci i tak przez całe wakacje spotykaliśmy się niemal codziennie: pływaliśmy w basenie, rozmawialiśmy pod płotem do późnych godzin, spotykaliśmy na grillu, jedliśmy obiady i kolacje pod czyimś domem (najczęściej naszym;)). Trafiliśmy naprawdę na niesamowitych ludzi i dobrze nam tu, baaardzo:)
Patrząc na to, ile napisałam powyżej, zaledwie tytułem wstępu, stwierdzam, że zdecydowanie brakuje mi pisania do Was. Nie przedłużam już więc i zabieram Was w podróż po naszym domu – to jedynie kilka ujęć z poszczególnych pomieszczeń. Część będzie zapewne jeszcze przez nas zmieniona, ale stwierdziłam, że fajnie będzie Was zainspirować, a po drugie nie ukrywam, że tego typu wpisy piszę też dla siebie – na pamiątkę. W końcu mój blog z założenia jest takim moim dziennikiem, który kiedyś ma mnie zabrać w podróż do przeszłości i pokazać, jak wyglądały moje dni:)
Na początku była łazienka… zacznijmy więc od niej:
W górnej łazience króluje marmur i złoto. Dolna łazienka to łazienka podróżnicza, którą zdobią nasze pamiątki z podróży do najróżniejszych zakątków świata. Najbardziej jestem zadowolona ze złotej umywalki – zwraca uwagę każdego, kto nas odwiedza:)
Zarówno wanna jak i prysznic są dwuosobowe, więc kąpiele nabierają teraz innego znaczenia;)
Serce domu – kuchnia! Cały dom marzyło mi się od dawna urządzić w połączeniu stylów retro, klasycznego i nowojorskiego. Są więc sztukaterie, złote dodatki, trochę drewna, trochę marmuru, a całość wnętrz utrzymana jest w ciepłych barwach: ecru, biel i złoto. Przeszukuję domy wśród rodziny, szperam w Internecie i wynajduję takie perełki jak stare krzesła, szafki i dodatki, a później zaczynam renowację. Tak też mamy złote krzesła z lat 70! Ostatnio moi rodzice byli na targu staroci i przywieźli mi kilka przepięknych rzeczy – m.in. telefon, który zobaczycie poniżej <3
Doszło do tego, że zorganizowaliśmy sobie uroczystą kolację w… przedpokoju;) Właśnie tam mamy pomalowane ściany i zrobioną sztukaterię, więc nie mogliśmy się oprzeć.
W salonie mamy póki co stół (a nawet dwa!) i krzesła. Gotowa jest też dolna sztukateria, a ściany czekają na malowanie, którym chcemy zająć się jeszcze w tym miesiącu. W części wypoczynkowej natomiast mamy szafkę pod telewizor (co jest dość sporym osiągnięciem, bo do tej pory telewizor stał na dwóch złączonych krzesłach i wzbudzało to podziw wielu osób;)) i kanapę, stolik oraz fotele… ogrodowe. Stwierdziliśmy, że póki nie mamy wyszlifowanych ścian i schodów, to bez sensu wstawiać do salonu piękną, jasną sofę i fotele, bo po kilku dniach wcale by już takie piękne nie były. Wypoczywamy więc na naszych tarasowych meblach i jest super:)
Sypialnię za to mamy gotową – brakuje jedynie kominka, lustra i stolika. Codziennie wpatrujemy się w zachodzące za oknem słońce i odczuwamy niesamowitą wdzięczność, że możemy tu być.
Najczęściej jednak przebywamy w naszym biurze, gdzie pracujemy (to tutaj aktualnie piszę dla Was:)). Marzyła nam się również domowa biblioteka, więc stworzyliśmy ją sobie razem z biurem. Pomieszczenie jest podzielone na dwie części: w jednej stoi biurko i szafki na wszelkie dokumenty, a w drugiej są regały pełne książek (aktualnie ponad 600) i strefa do wypoczynku: brakuje tylko wygodnego fotela i lampy:) Uwielbiamy to pomieszczenie! <3
Marzyła mi się też garderoba, taka prawdziwa, najprawdziwsza! (tak, mam sporo marzeń;)). Poświęciłam jej więc aż 16 metrów! Póki co mamy szafy po jednej stronie i cały czas myślimy jak zagospodarować drugą – podobają mi się otwarte garderoby, ale są bardzo niepraktyczne, bo ubrania się najzwyczajniej w świecie kurzą… mamy czas, wymyślimy coś na pewno:) No i czekam obecnie na moją toaletkę <3
To co Wam pokazałam, to zaledwie część domu. W pokoju gościnnym np. goszczą obecnie kartony i worki z resztą naszych rzeczy, których jeszcze nie rozpakowaliśmy;) Tak jak wspomniałam na swoją kolej czeka również kino domowe (mam cichą nadzieję, że jeszcze w tym roku uda mi się urządzić filmowe seanse!). Do zagospodarowania mamy też podjazd i ogród. Wiosną przyszłego roku zabieramy się za taras i kominek w salonie. Tej jesieni jednak uda nam się jeszcze wsadzić przed domem brzozy i tuje <3 Jak widzicie jest jeszcze masaaaa pracy, ale nie martwimy się tym – cieszymy się tym co już jest i czekamy z niecierpliwością na to, co będzie. W końcu stwierdzenie „Home sweet Home” nabiera nowego znaczenia dla nas:)