Ostatnie trzy dni uświadomiły mi dwie rzeczy. Po pierwsze, najtrudniej na świecie jest okłamać najbliższą nam osobę. Po drugie, chyba jednak umiem kłamać, bo osoba ta nawet przez chwilę nie podejrzewała prawdy;)
Chodzi mi oczywiście o kłamstwo w dobrej wierze, bo innych nie uznaję. W dzisiejszym wpisie chciałam Wam podsunąć pomysł na urodzinową niespodziankę dla Waszych połówek:) Opowiem Wam, co działo się u nas przez ostatnie dni.
W poniedziałek skontaktowałam się z naszą przyjaciółką i zapytałam czy ma czas w środę, bo akurat K. ma urodziny więc może posiedzimy przy kawie i torcie. Nie planowaliśmy żadnych imprez, bo te zazwyczaj odbywać muszą się w weekend, a my każdy z nich mamy już zaplanowany poza domem, poza tym K. nie chciał wielkiej imprezy. Nic nie mówił jednak o małym spotkaniu;) Tak więc umówiłam się z naszą Kasią na środę, po czym wpadłam na pomysł, że przecież to spotkanie mogę zrobić w ramach niespodzianki dla K. Zawsze podobały mi się te „przyjęcia – niespodzianki” w amerykańskich filmach, kiedy niczego nieświadomy solenizant wraca z pracy do domu, a przyjaciele wyskakują z tortem z ciemnego pokoju. U nas zaistniał tylko jeden problem: K. nie pracuje poza domem, więc teoretycznie nie miał skąd wrócić, a ja nie miałam możliwości wpuszczenia do mieszkania przyjaciół bez jego wiedzy. Jednak to była tylko teoria, w praktyce moja wyobraźnia nie zna granic;)
Już w poniedziałek umówiłam się z Kasią, że od razu po pracy przyjedzie do nas i … schowa się za drzewem, czekając na odpowiedni moment, aż ją wpuszczę. Zadzwoniłam też po trzy pozostałe osoby, które od razu zgodziły się na środę i na mój plan. I tak też narodziło się moje kłamstwo.
Mojemu K. powiedziałam, że w czwartek mamy gości na grillu, czyli dzień jak co tydzień. Dzięki temu nie wydawało mu się dziwne, że w środę rano pojechałam na zakupy i szykowałam pół dnia w kuchni jedzenie. Kolejnym kłamstwem było to, że obiecałam mu, że urodziny spędzimy sami, we dwoje i obejrzymy jakiś film i zjemy coś pysznego. Zgodził się od razu. O nic nie pytał i nic nie wydawało mu się dziwne.
Najgorsze były ciągłe telefony, bo w całą akcję oprócz naszych przyjaciół wciągnięta była moja rodzina. To dzwoniła moja mama i utwierdzała K. w przekonaniu, że mój brat (który miał być na naszym spotkaniu w środę) przyjedzie w czwartek, to moja babcia, która pytała czy ma dać mu pomidory dla nas … Tyle, że niektóre telefony musiałam odbierać tak, żeby K. niczego nie słyszał, więc w ciągu dnia byłam ok. 6 razy wyrzucać śmieci;)
Nadeszła w końcu środa, godzina ok. 18.00. Ja miałam już wszystko przygotowane w kuchni i zaproponowałam K. wycieczkę rowerową. Zgodził się ochoczo, bo od ciągłej pracy i nauki rozbolała go głowa. Poszliśmy więc do garażu podziemnego po nasze dwukołowe pojazdy i ja stwierdziłam, że muszę na chwilę wrócić do mieszkania do toalety (co przy moim pęcherzu wcale go nie zaskoczyło…). Wróciłam, szybko wpuściłam Kasię, która dzielnie czekała za drzewem, żeby nikt jej nie zobaczył i wytłumaczyłam jej, że jak dam jej znać, to ma zapalić świeczki na torcie (zrobionym z babeczek) i wszystko przygotować. Później pobiegłam z powrotem do garażu.
W tym samym czasie zadzwonił mój brat i to akurat przy K., więc musiałam udawać, że rozmawiam z babcią, która pyta o jakiś tam odcinek serialu, który jej zgraliśmy i który namiętnie teraz ogląda;) Okazało się, że mój brat wraz z dwójką pozostałych osób jest już na parkingu należącym do osiedla obok, żebyśmy przypadkiem ich nie zauważyli i czekają. Kazałam mu iść do mieszkania dopiero za 10 minut. Niestety, rower K. okazał się być niesprawny, więc K. chciał zrezygnować z rowerów. Szybko piszę więc do brata, żeby pobiegli do mieszkania jednak teraz, bo my już wracamy. A on mi na to, że poszli do sklepu i będą za 15 minut! W tym samym czasie K. doszedł jednak do porozumienia z rowerem i udało nam się wyjechać. Jeździliśmy po okolicy ok. 20 minut, a goście nadal poza mieszkaniem. Zabrałam więc K. jeszcze do sklepu pod pretekstem kupienia kostek lodu na wieczór. W końcu dostałam smsa, że wszyscy są na swoich miejscach i czekają. Wróciliśmy więc do domu.
Z Kasią umówiona byłam tak, że jak usłyszy zgrzyt kluczy w zamku, to ma odpalać świeczki i mają śpiewać „sto lat” – i tak też zrobili, z tym, że to byłam tylko ja, bo idąc otworzyć bramę do garażu zostawiłam K. z rowerami i chciałam przy okazji sprawdzić, czy wszystko jest gotowe;) Po tym falstarcie udałam się do K. i po schowaniu rowerów razem poszliśmy do góry.
Powoli otworzyliśmy drzwi, najpierw ujrzeliśmy ciemność, a później blask świeczek i głośne (na cały blok) „sto lat” z podkładem muzycznym mojego brata – muzyka. Potem był już czas na prezenty, życzenia i świętowanie przy pysznościach, które wcześniej przygotowałam i które przygotowali goście.
I wiecie co? Najlepszy moment tego wszystkiego, to moment, w którym K. wszedł do mieszkania, totalnie zaskoczony. Jego mina była bezcenna! To było dla nas najlepsze podziękowanie za zorganizowanie całej akcji;) A K. stwierdził, że to najcudowniejsze urodziny w jego życiu i świadomość, że ma wokół siebie takie osoby, które w środku tygodnia znalazły czas i chęci na wzięcie udziału w takim „wariactwie” jest zdecydowanie najpiękniejszym prezentem.
A dla mnie jego radość i wdzięczność w oczach była wszystkim. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że wolę jednak robić coś takiego dla kogoś, niż to samo otrzymywać. Mogłabym takie niespodzianki przygotowywać codziennie! Dawanie jest o wiele bardziej przyjemne niż branie;)
Dlatego też na koniec, w ramach nagrody dla tych, którzy wytrwali do końca wpisu, dam Wam przepis na pyszne tartaletki, które imitowały wczorajszy tort dla K.;) Są lekkie i są spersonalizowane, bo K. to przecież degustator whisky;) Przy okazji życzę Wam cudownego dnia! A ja uciekam na poprawiny, bo wszyscy spotykamy się ponownie na obiedzie;)
TARTALETKI Z BUDYNIEM O SMAKU WHISKY I BORÓWKAMI.
– gotowe spody do tartaletek
– 2 budynie śmietankowe
– 500 ml mleka
– 100 ml whisky
– garść borówek amerykańskich
W garnku gotujemy mleko, a budynie mieszamy z zimnym mlekiem w kubku. Gdy mleko zacznie się gotować, zawartość kubka wlewamy do garnka i mieszamy energicznie. Na koniec dodajemy whisky, mieszamy i odstawiamy do wystygnięcia. Po kilku minutach gotowe spody nadziewamy budyniem i ozdabiamy borówkami. Proste, szybkie i smaczne;)
TARTALETKI Z BITĄ ŚMIETANĄ I MALINAMI.
– gotowe spody do tartaletek
– opakowanie śmietanki 36%
– 2 łyżki cukru pudru
– garść malin
Śmietanę ubijamy z cukrem pudrem. Gotowe spody napełniamy śmietaną i ozdabiamy malinami.
Liczba komentarzy: 5