Nareszcie będę mogła trochę odetchnąć. Dzisiaj napisałam ostatni w tym semestrze egzamin na aplikacji i kiedy wróciłam do domu, padłam na łóżko i odespałam cały weekend. A weekend był naprawdę udany. Mieliście kiedyś swój Bal Magistra? Jeśli tak, to pewnie doskonale wiecie o co mi chodzi, jeśli nie, to jest czego żałować. To jedna z lepszych imprez na jakich byłam. Bal zorganizowany został w pięknym hotelu pod Opolem. Był zespół, który potrafił porwać do tańca każdego bez wyjątku. Było pyszne jedzenie. Były niesamowite osoby, czyli my – absolwenci Psychologii:) Bawiliśmy się przednio, a zabawę skończyliśmy przed 4 nad ranem. Byliśmy z K. w gronie osób, które nocowały w hotelu, więc w niedzielę zjedliśmy wszyscy razem śniadanie i posiedzieliśmy aż do obiadu – rozmowom nie było końca! Już dzisiaj czuję, że okropnie będę tęsknić za tymi spotkaniami i mam nadzieję, że ten weekend nie był ostatni:)
Rozumiecie więc, że ostatnio o przygotowywaniu nowych wpisów nie mogło być mowy, bo głowę zajmowało mi przygotwywanie na bal no i chcąc nie chcąc coraz bardziej nerwowe przygotowania do obrony. Nawiązując jeszcze do balu, to spotkało mnie tam coś bardzo miłego. Nie sądziłam, że akurat w takim miejscu spotkam osobę, która podejdzie do mnie i powie magiczne wręcz dla mnie słowa: „Hej, wiesz co, czytam Twojego bloga – jest świetny!” <3 I to zupełnie nieznana mi wcześniej osoba! Nie muszę chyba pisać, co twórca czegokolwiek w takiej sytuacji czuje, prawda?:)
Ok, wracamy ze słodkiej krainy wprost do rzeczywistości. Z większych spraw w najbliższej przyszłości została mi już tylko obrona i to na niej zamierzam skupić się w tym miesiącu. Nie wiem, czy uda mi się zdążyć obronić w lipcu, ale nawet jeśli nie, to chcę być już teraz przygotowana. Następne dni spędzę więc bez większych (ani nawet mniejszych…) podróży, co będzie dla nas dość dziwne. No ale odpocząć też kiedyś trzeba od tych wiecznych wyjazdów – ilość godzin spędzonych w samochodzie odbijemy sobie z pewnością w lipcu;)
Tymczasem zabieram się za zaległości, ale trochę nie po kolei. Dziś chciałabym Wam pokazać miejsce, w którym już kiedyś razem ze mną byliście. Tak, dobrze myślicie patrząc na zdjęcie do góry – to cudowny Pałac Kamieniec:) Pisałam Wam w kwietniu, kiedy byliśmy tam pierwszy raz, że będę chciała go niedługo odwiedzić ponownie. Okazja nadarzyła się w pewien czerwcowy weekend i to nie byle jaka okazja! Trafiliśmy akurat na koncert muzyki klasycznej, czyli coś, co kochamy całym sercem. A teraz spróbujcie sobie wyobrazić taką scenę: przepięknie urządzony pałac, wnętrza z epoki, cofnięcie się w czasie o kilkaset lat, gorący dzień, chłodna, domowa lemoniada, świeże muffinki i spokojne dźwięki kwartetu smyczkowego: skrzypce, wiolonczela… Mozart, Bach, muzyka filmowa. Coś wspaniałego! A miało być jeszcze lepiej, bo to wszystko miało odbywać się w otoczeniu przepięknego ogrodu. Zabraliśmy ze sobą koce i poduchy i mieliśmy rozłożyć się wygodnie w pałacowym ogrodzie z widokiem na góry, a muzyka miała płynąć na całą okolicę. Niestety pogoda potrafi być kapryśna i poczęstowała nas deszczem na kilka minut przed koncertem tylko po to, by tuż po jego rozpoczęciu dać nam sporo słońca. Dlatego też koncert odbył się w pałacowej jadalni, a my po jego zakończeniu spędziliśmy czas w zaczarowanym ogrodzie. Polecałam Wam to miejsce i polecać będę już chyba zawsze, bo to moje miejsce, do którego ja sama wracać będę z pewnością częściej, niż mi się teraz wydaje. To tylko niecałe dwie godzinki od Wrocławia, więc czemu by nie spędzać większości weekendów właśnie tam? Z dala od cywilizacji, w innej epoce, w innym świecie…
A teraz zapraszam Was na porcję kolorowych zdjęć z Kamieńca:)
Liczba komentarzy: 1