Pozwólcie, że opowiem Wam dziś pewną zimową historię. Będzie to opowieść o szczęściu, miłości, radości. O podróżach, domowym cieple, wspólnej pasji. O grzanym winie, zupie grzybowej, piernikach i herbacie z cytryną i przyprawami przy kominku. Będzie to moja własna historia o tym, co przydarzyło nam się w grudniu. Bo wiecie, takie zimowe, grudniowe dni i noce są przepełnione magią. Zresztą, sami spójrzcie – czy ta śnieżna, górska droga o zachodzie słońca, z małym, drewnianym domkiem na końcu, nie wygląda bajecznie? Uwierzcie mi, znaleźć się tam u schyłku roku, było dla mnie pełnią szczęścia:)
Czy Wy też macie tak, że zwykle gazety zaczynacie czytać od końca? Jeśli tak, to zrozumiecie, dlaczego moja opowieść zaczyna się właśnie od końca grudnia – od ostatniego dnia minionego roku. Sylwester 2016 postanowiliśmy spędzić w górach. Z początku miała to być maleńka, drewniana chatka z wesoło trzaskającym kominkiem, ale nic z tego. Takową trzeba byłoby rezerwować już w grudniu, ale… zeszłego roku;) Pozostało nam się cieszyć noclegiem, który tak jakby czekał na nas. Piękny, czterogwiazdkowy hotel położony w samym centrum Bielsko – Białej. Niby tak inny od początkowych marzeń o drewnianym domku, a jednak tak trafiony w nasz gust. O samym hotelu opowiem Wam przy okazji innej historii, już całkiem niedługo:)
W górach spędziliśmy tylko weekend, ale Nowy Rok przywitaliśmy z hukiem i szczęściem w sercach. Na samym początku wyruszyliśmy w poszukiwaniu śniegu, gdyż w okolicy próżno było szukać oznak jakiegokolwiek białego puchu. Wynagrodziły nam to inne widoki, o takie:
Pięknie, ale nie o to nam chodziło. Pojechaliśmy więc kawałek dalej, do Szczyrku. A tam… jeju, jaka to była cudowna sceneria! Przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Bajka! Ulubiony, zimowy film! Narnia! Jeśli wierzyć w to, że jaki Sylwester, taki cały rok, to będę w 2017 odczuwała pernamentne szczęście!
Napawaliśmy się tym widokiem dość długo, aż nadszedł czas powrotu do… bielskiej rzeczywistości:) Tam czekała na nas niespodzianka w postaci urokliwego, starego miasta, które swym klimatem i wyglądem mocno przypomina Wiedeń. Spacerowaliśmy nieco pustymi uliczkami i szukaliśmy jakiegoś przytulnego miejsca na sylwestrową kolację.
Znalazłam nawet Reksia i… pub z maluchem w środku;)
Na kolację zjedliśmy grillowany stek z tuńczyka, nieziemski szpinak z serem grana padano i włoskie kluseczki – niestety pochłonęliśmy nasze porcje tak szybko, że nie zdążyłam nawet pomyśleć o zrobieniu zdjęcia;) To właściwie była nasza obiado – kolacja, a spacer po górach i po mieście tak nas wygłodził, że musicie mi wybaczyć.
Nowy Rok przywitaliśmy sami, we dwoje. I wiecie co? Było cudownie! Każdego roku myślałam, że Sylwester musimy spędzać w gronie przyjaciół czy znajomych, bawić się do białego rana, tańczyć, szaleć, pić mnóstwo szampana. A tym razem było zupełnie inaczej – fakt, bawiliśmy się, piliśmy szampana, tańczyliśmy, cieszyliśmy się i świętowaliśmy jak zawsze, ale we własnym gronie. I to właśnie było fantastyczne! Kiedy ma się obok siebie kogoś, dla kogo jest się całym światem i kogo ramiona zamykają cały nasz świat, to niczego więcej do szczęścia nie potrzeba:)
Cofnijmy się w czasie o kilka dni. Święta. Zupełnie inna historia. Czas spędzony w gronie ukochanej rodziny, mnóstwo śmiechu, życzliwości, ciepła, miłości i dobrego jedzenia. Nadrobiliśmy wszystkie czasy! Długo rozmawialiśmy przy kominku i herbacie, graliśmy w planszówki, spacerowaliśmy. Spędziliśmy niezapomniany czas na wspólnym kolędowaniu – pianino, trąbka, saksofon, śpiew. Uwielbiam ten czas!:)
Mamusia i jej ukochany syn, czyli moja mama i mój brat – podobni?;)
Miłość! <3 Moi dziadkowie w 2016 roku obchodzili 50 rocznicę ślubu – mam nadzieję, że kiedyś i my będziemy mogli świętować coś tak wspaniałego:)
Nie mogło też zabraknąć Kevina;)
Mój ukochany chrześniak jak zwykle bardzo elegancki:)
Czas najwyższy na opowieść wypełnioną grzanym winem i świątecznym klimatem. Do Berlina wybraliśmy się poczuć przedświąteczny klimat i niestety… wszyscy dobrze wiemy jak to się skończyło. Dla nas na całe szczęście dobrze, ale dla innych… to straszne, co dzieje się na tym świecie. Marzę o tym, żeby w końcu zapanował spokój i żeby to ciągłe życie w strachu wreszcie się skończyło!
Zastanawiałam się nad tym, czy w ogóle dodawać te zdjęcia, no ale nie dajmy się zwariować. Jarmarki berlińskie mimo tego, co się stało, nadal zachwycają. Dodatkowo spędziliśmy czas w cudownym hotelu – jeśli kiedykolwiek będziecie w Berlinie, polecam Wam hotel Hilton Berlin – jest niesamowity!
To był piękny miesiąc:) A moją opowieść kończę z kubkiem gorącego kakao w ręce, planując kolejne podróże i kolejne rodzinne, radosne weekendy:)
Liczba komentarzy: 3