Booking.com powinien poważnie rozważyć współpracę ze mną. Przez ostatnich kilka dni poza pracą i weselnymi sprawami nie robiłam nic innego niż rezerwowanie hoteli. Dokonałam ponad 10 rezerwacji, a to jeszcze nie koniec! Kolejne miesiące zapowiadają nam się bardzo aktywnie. Podejrzewam, że znowu zrobimy kilka tysięcy kilometrów samochodem, a w międzyczasie przesiadać będziemy się w samolot. Lubię tak napięty grafik, ale tym razem w związku z przygotowaniami do ślubu i natłokiem zajęć, adrenalina jest jeszcze większa! Mam nadzieję, że w marcu trochę odpocznę na wakacjach.
Tymczasem za oknem raz pada grad i wieje silny wiatr, a raz świeci słońce. To już oznaka prawdziwej wiosny, bo wiadomo, że „w marcu jak w garncu”. Cieszę się niezmiernie, bo jestem marcową dziewczyną – w tym miesiącu mam urodziny:) To oznacza również tyle, że na zaległe zdjęcia z Londynu, w którym byliśmy w styczniu, to najwyższy i być może ostatni czas. Kto wiosną chciałby oglądać zimowe scenerie? Mam wrażenie, że wróciliśmy stamtąd kilka dni temu, a przecież od powrotu zdążyliśmy już być w Warszawie, Poznaniu i Berlinie. Czas leci zdecydowanie zbyt szybko, a ja z niczym nie mogę się wyrobić.
Pozostańmy jednak w temacie Londynu. Wiecie, jak bardzo kocham to miasto. Jest ono w moim sercu zaraz za moim rodzinnym miasteczkiem i Wrocławiem. Gdybym miała gdzieś się teraz wyprowadzać, w sensie poza Polskę, wybrałabym właśnie Londyn. Skradł moje serce już podczas pierwszego pobytu. Tym razem chcieliśmy chłonąć go troszkę inaczej. Nie musieliśmy niczego zwiedzać, nie musieliśmy nigdzie się spieszyć. Spokojnie przemierzaliśmy londyńskie ulice, delektowaliśmy się klimatem miasta. Pogoda jak zwykle nas nie zaskoczyła, czyli zastaliśmy typowo angielską aurę. To nam jednak wcale nie przeszkadzało. Odwiedziliśmy ulubione miejsca, zachwyciliśmy raz jeszcze ukochanym Notting Hill, w której to dzielnicy zamieszkaliśmy! Tym samym spełniłam moje ogromne marzenie:) Hotel mieścił się w typowej kamienicy, z widokiem którego pozazdrościliby mi bohaterowie angielskich komedii romantycznych. Zrobiłam też niespodziankę mojemu K. i zabrałam go na mecz jego ukochanej drużyny – Arsenalu:) Odwiedziliśmy jak zwykle Harrodsa i Laduree, gdzie zjedliśmy pyszny deser. Pojeździliśmy sobie metrem, a trzeba przyznać, że londyńskie metro należy do moich ulubionych. Wybraliśmy się na zakupy, m.in. do Victoria’s Secret <3 Wieczorem zjedliśmy romantyczną kolację w greckiej restauracji. Jednym słowem, było cudownie!:) Zabieram Was teraz na małą wycieczkę. Zdjęcia robiłam tylko telefonem i było to dla mnie genialne uczucie! Zero ciężkiej lustrzanki, obiektywów i kamery. Luz i skupianie się na tu i teraz, a nie na robieniu zdjęć. Właśnie dlatego warto czasem wybrać się w podróż do miejsca, które się doskonale zna, żeby nie trzeba było dokumentować każdego jego kawałka;)
Na pierwszy ogień idzie Victoria’s Secret, w której spędziłam lwią część czasu. Obejrzałam też suknie ślubne w salonie Pronovias i utwierdziłam sie tylko w przekonaniu, że ta, którą wybrałam jest tą jedyną:) Na samym dole selfie w łazience w Harrodsie – najbardziej luksusowa łazienka w jakiej byłam;)
Znalazłam też idealne dla siebie miejsce – Szkołę Prawa:)
Najlepsze w naszej pracy jest to, że możemy wykonywać ją wszędzie! W tym przypadku pracowałam na lotnisku;)
Kochany Londynie, do zobaczenia za kilka miesięcy!
Liczba komentarzy: 1