Disneyland był moim marzeniem odkąd tylko sięgam pamięcią. Wychowana na bajkach Disneya, każdego dnia przed zaśnięciem, wyobrażałam sobie, że jestem królewną, którą przystojny książę budzi pocałunkiem, albo że gubię pantofelek po balu i to dzięki niemu mój książę mnie odnajduje. Czy znajdzie się choć jedna osoba, która nigdy nie widziała którejkolwiek bajki Disneya? Pamiętam, że jako dziecko co sobotę w telewizyjnej jedynce lub dwójce o 10 rano oglądałam bajkę – cały tydzień czekałam na ten magiczny początek: kolorowy zamek z fajerwerkami i specyficzną muzyką:) W tym zakresie niemal nic się nie zmieniło – teraz co sobotę oglądamy rankiem bajki z mężem:)
Pierwszy raz marzenie o Disneylandzie spełnił nam mój wtedy jeszcze chłopak, obecnie mąż – zrobił mi niespodziankę i zabrał mnie tam na moje imieniny kilka lat temu:) Wtedy jednak wydawało nam się, że co to dla nas taki „park” – obejdziemy wszystko w dwie, góra trzy godzinki. Tak też po całym dniu w Paryżu pojechaliśmy metrem do Disneylandu, gdzie zastał nas… deszcz. Praktycznie większość atrakcji była pozamykana. Trafiliśmy jednak na Halloween i sama atmosfera, wystrój, miejsce, zrobiły na nas ogromne wrażenie. Pod jeszcze większym wrażeniem byliśmy kiedy opuszczaliśmy windę w „The twilight Zone”, a już kompletnie oczarował nas i wywołał łzy w oczach wieczorny pokaz multimedialny – „must see” wizyty w Disneylandzie. Nam jednak było zdecydowanie mało. Czuliśmy spory niedosyt i obiecaliśmy sobie, że kiedyś tam wrócimy. Właściwie nie raz, a pewnie kilka.
Okazja trafiła się wyjątkowa, bo pierwsza rocznica ślubu:) Tak jak od dawna marzyłam o tym, żeby mieć dwie podróże poślubne – jedną typowo wypoczynkową, od razu po weselu, połączoną z sesją ślubną i obowiązkowo w Wenecji, w hotelu z widokiem na kanał, a drugą gdzieś daleko, połączenie zwiedzania i plażowania na wyspie, na której nie był jeszcze nikt ze znanych nam osób, tak od dawna wiedziałam, że pierwszą rocznicę ślubu chciałabym świętować w Disneylandzie. Nasze wesele było jak z bajki, więc tak bajkowe miejsce wydawało nam się idealne:)
Naszą podróż musieliśmy jednak ze względu na pracę i inne zobowiązania przesunąć o miesiąc – co wyszło nam na dobre. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy wybrali się tylko w jedno miejsce – nie umiemy tak!:) Postanowiliśmy w podróż wybrać się samochodem i zwiedzić kilka innych miejsc – tym samym odhaczając całą Europę zachodnią, w tym niemal całą Francję.
W dniu, w którym dotarliśmy do Disneylandu, pogoda była piękna! Słońce, 25 stopni ciepła – idealnie. Jedynie wiatr od czasu do czasu postanowił nam poprzeszkadzać w robieniu zdjęć, które, a jakże!, miałam w głowie na długo przed wyjazdem;) Wszystko jednak się udało i teraz, kiedy w końcu moje emocje opadły, mogę opowiedzieć Wam co i jak – wiem, jak niektórzy czekają na ten wpis:)
Wybierzmy się więc w podróż do świata Myszki Miki i Minnie <3
Przez korki, w których utknęliśmy pod Paryżem, naszą przygodę rozpoczęliśmy dopiero o 13.00. Kiedy tylko przekroczyliśmy magiczne bramy Disneylandu i naszym oczom ukazał się różowy, ogromny budynek (czyli hotel, w którym doba zaczyna się od 2500 zł), wstąpiła we mnie mała dziewczynka i… przepadłam! Biegałam z szerokim uśmiechem na twarzy, co chwilę wykrzykując coś do mojego męża, który stwierdził, że ze mną gorzej niż z dzieckiem:P Najpierw obowiązkowo musiałam kupić uszy Myszki Minnie i balon z jej podobizną – marzyłam o takim zdjęciu na tle zamku! Poza tym tutaj każdy nosi takie uszy – widziałam z nimi nawet panią w wieku na moje oko 60+. Disneyland rządzi się swoimi prawami i pochłania każdego – wystarczyło kilka minut i mój dziki entuzjazm udzielił się mojemu mężowi. Kiedy już pozachwycaliśmy się wszystkim, zrobiliśmy setkę ujęć na tle zamku, wywalczyliśmy dobre miejsca na kadry, postanowiliśmy zwiedzić zamek. Zaraz za nim znajduje się Fantasyland. Tam moja wewnętrzna dziewczynka uaktywniła się jeszcze bardziej! Odwiedziliśmy Pinokia, Dom Myszki Miki, pokręciliśmy się w szalonych filiżankach, zgubiliśmy w labiryncie Alicji w Krainie Czarów… Było cudownie!
Tak bardzo straciliśmy kontakt z rzeczywistością, że prawie spóźniliśmy się na Paradę! A tego przegapić nie można – co więcej, trzeba wcześniej zająć sobie miejsce. Parada, to po prostu marsz i przejazd wszystkich postaci z bajek! To drugie najbardziej magiczne wydarzenie w Disneylandzie – zaraz po wieczornym pokazie. Zobaczcie, jak to pięknie wyglądało:
Parada to stały punkt każdego dnia. Zazwyczaj odbywa się ona ok. godziny 17.40, ale nie wiem, jak jest w inne pory roku. Zostaniecie jednak poinformowani przy wejściu do Disneylandu, więc będziecie mogli sobie wszystko rozplanować:) Skoro już jesteśmy przy planowaniu, to nie ma gotowej recepty na pobyt w Disneylandzie. Każdy ma inne preferencje, każdemu zależy na czym innym. Ja np. nie przepadam za wysokościami i szalonymi karuzelami czy kolejkami, więc strefę Adventureland odpuściliśmy sobie – trochę też ze względu na brak czasu. Opcjonalnie na Disneyland trzeba przeznaczyć dwa pełne dni – jeśli chcemy skorzystać ze wszystkich atrakcji. Podejrzewam, że to i tak będzie mało;)
Jednak fakt, że nie chcieliśmy korzystać z atrakcji Adventureland, wcale nie spowodował, że w ogóle tam nie poszliśmy. Wybraliśmy godzinę 19.00, kiedy większość rzeczy była już zamknięta i skorzystaliśmy z tego, na co mieliśmy ochotę, czyli Dom na drzewie Robinsona Crusoe! Zobaczyliśmy też statek „Piratów z Karaibów” i zawitaliśmy do wioski z „Coco” – to była dla nas akurat cudowna niespodzianka, że już pojawiła się tam ta bajka! Spacerkiem przeszliśmy sobie też do Frontierlandu, ale atrakcje tam się znajdujące również były już zamknięte.
W międzyczasie usiedliśmy jeszcze na chwilkę w jednej z uroczych kawiarenek na Main Street i po prostu chłonęliśmy atmosferę miejsca. Nawet koktajle są tu bajeczne! To był jedyny posiłek w ciągu całego dnia – w toalecie nie byliśmy za to ani razu;) Tam naprawdę nie ma na to czasu!
Na zakończenie każdego dnia, tuż po zmroku, w okolicy Zamku dzieją się prawdziwe cuda! Pokaz multimedialny z obrazami z bajek, muzyką, grą świateł, fajerwerkami i fontannami robi wrażenie na każdym! Po raz kolejny płakałam ze wzruszenia i ledwo trzymałam kamerę. To coś tak magicznego, że ciężko to opisać – po prostu to trzeba zobaczyć:)
Po wszystkim, pełni emocji, udaliśmy się na drobne zakupy w bajkowych sklepikach:) Kiedy opuszczaliśmy Disneyland, zegar z Myszką Miki wskazywał już niemal 22.00…
Nocleg mieliśmy zaraz obok Disneylandu. Początkowo chcieliśmy nocować w Disneyowskim hotelu, ale zależało nam na luksusowym noclegu w Paryżu, więc odpuściliśmy sobie ze względu na ceny. Nasza podróż i tak wyniosła nas tyle, co dwa tygodnie na rajskiej wyspie – ale nie żałujemy! Jeśli mam wybór to zawsze wybiorę Eurotrip lub jakikolwiek inny „trip”, a nie leżenie na plaży:) Wracając jednak do kwestii hotelu, to nasz mogę polecić z czystym sumieniem: do Disneylandu zaledwie kilka kroków, dodatkowo jeździ nawet darmowy autobus. Hotel jest czysty, ładny i ma basen! Cenowo też wychodzi super, bo ok. 400 zł – także polecam:)
tutaj macie link do hotelu.
Na koniec, jak zwykle dla wytrwałych, mam nasz film z Disneylandu:) Montowanie zajęło mi ponad 6 godzin! Ale warto było, bo film jest znacznie lepszy niż zdjęcia – lepiej oddaje atmosferę miejsca:) Miłego oglądania!
Disneyland to kraina nie tylko dla małych dziewczynek, które marzą o księciu na białym koniu. Ja, dorosła kobieta, wybrałam się do tego magicznego świata z moim własnym księciem, przez cały pobyt czułam się jak prawdziwa księżniczka i z księciem wróciłam do domu. Każdego dnia robimy wszystko, żeby nasze życie było bajkowe – mamy swój prywatny Disneyland na co dzień:) I tego życzę każdemu!