Mimo tego, że wpadłam w wir przeprowadzki, która zajmuje obecnie 200% naszego życia, a dodatkowo tradycyjnie na koniec roku pochorowałam się, chciałam podsumować mijający rok – jak to zwykle tutaj robię:) Uwielbiam takie podsumowania i spojrzenie wstecz – na to, co udało mi się osiągnąć oraz na to, co nadal pozostaje na liście „do zrobienia”. Z racji, że nie mam czasu na długie wstępy, pozwólcie, że przejdę do meritum:
- Styczeń.
Po niesamowitym balu sylwestrowym z rodziną i przyjaciółmi, w dodatku w miejscu, w którym odbyło się nasze wesele, wróciliśmy do siebie, do Wrocławia i świętowaliśmy urodziny mojej kuzynki w kinie z Paddingtonem i w ulubionej restauracji, a kolejnego dnia wybraliśmy się do Warszawy, żeby spełnić swoje marzenie – dostaliśmy wizę do USA! <3 Oczywiście wstąpiliśmy też do Flaminga;) Kilka dni później miał natomiast miejsce koncert mojego dziadka:) Pod koniec miesiąca przejęłam na dwa tygodnie kancelarię mojego patrona – oboje kochamy podróże i podczas aplikacji zazwyczaj wymienialiśmy się: kiedy mój patron eksplorował świat, ja tkwiłam w kancelaryjnej rzeczywistości i na odwrót.
2. Luty.
Luty minął nam pod znakiem Podróży Poślubnej <3 Naszej wyśnionej, wymarzonej! Spędziliśmy kilka dni w Nowym Jorku, kilka dni na Florydzie, w Miami i najpiękniejszy tydzień na Bahamach, które do momentu wylądowania w Nassau były dla mnie wręcz nierealne! W dodatku nocowaliśmy w hotelu, którego do tej pory widywałam tylko w relacjach gwiazd. To była nasza najcudowniejsza podróż! Gdybyście widzieli, jaki mam teraz szeroki uśmiech na twarzy…:)
Wracając z podróży do domu rodzinnego spotkało nas niemiłe zdarzenie – wjechaliśmy w dziurę i przebiliśmy dwie opony. Piszę o tym dlatego, żeby poinformować Was, co w takiej sytuacji należy zrobić – jako prawnik czuję się do tego zobowiązana;) Wzywacie policję, żeby mieć notatkę ze zdarzenia i świadków, robicie dokumentację fotograficzną i piszecie do Starostwa Powiatowego o wypłatę odszkodowania. Naszego wniosku oczywiście nie uznali – żeby było ciekawiej, nie samo Starostwo, a ich ubezpieczyciel. Co więc zrobiliśmy dalej? Jako prawnicy, wnieśliśmy sprawę do Sądu. Zrobiliśmy to w maju, a pozytywny dla nas wyrok zapadł w listopadzie. Jak na polskie warunki – całkiem nieźle;) W tym roku poza sprawami klientów mieliśmy w Sądzie kilka własnych spraw i wszystkie wygraliśmy, co zaliczam do sukcesów 2018 roku:)
3. Marzec.
Marzec był dla mnie dość ambiwalentny. Z jednej strony mój mąż porwał mnie do górskiego SPA, gdzie świętowaliśmy moje 29 urodziny, z drugiej strony kilka dni później przez 4 ciężkie dni pisałam egzamin adwokacki. Był to chyba najbardziej stresujący miesiąc w roku!
4. Kwiecień.
Kwiecień rozpoczęliśmy w naszym ukochanym miejscu – w Pałacu Kamieniec. To był totalny reset! W tym miesiącu również przejęłam kancelarię mojego patrona i dostaliśmy klucze do naszego pierwszego, własnego biura! Również w tym miesiącu otrzymałam wyniki marcowego egzaminu. Okazało się, że nie zdałam. Pierwsze kilka dni uznawałam to za moją porażkę. Po tym czasie jednak przemyślałam wszystko i stwierdziłam, że skoro nie widzę w tym swojej winy, to nie może to być jakąś wielką porażką. Ten egzamin jest specyficzny i żeby go zdać, trzeba mieć sporo szczęścia. Oceniani jesteśmy tak naprawdę przez 8 osób, a ocen mamy aż 10 – po dwie do każdej części egzaminu. Żeby zdać trzeba mieć 10 pozytywnych ocen. Ja na 10 ocen, miałam 9 pozytywnych, w tym kilka 5! I jedną negatywną, która sprawiła, że oblałam. Między wierszami opisu tej oceny wyczytałam, że mój tok myślenia nie bardzo podoba się egzaminatorowi. Cóż;) Najważniejsze po tym egzaminie było dla mnie poczucie, że dałam z siebie wszystko – uczyłam się kilka miesięcy, nie korzystałam z żadnej pomocy podczas pisania (co okazało się błędem) i że większość rzeczy, poza wspomnianą oceną, napisałam dobrze. Zawsze powtarzam, że w życiu nic nie dzieje się bez powodu, a to, że nie zdałam tego egzaminu, okazało się dla mnie bardzo dobre kilka miesięcy później:)
5. Maj.
Majówkę spędzaliśmy nad morzem z przyjaciółmi, po powrocie zrobiliśmy grilla z przyjaciółmi i rodziną, a na zakończenie wybraliśmy się w góry:)
W tym miesiącu zorganizowałyśmy też przyjaciółce Wieczór Panieński w Sky Tower i tym samym rozpoczęłam moją przygodę z organizacją imprez oraz… pieczeniem tortów;) Nie wiem ile razy usłyszałam, że powinnam zająć się zawodowo jednym i drugim:)
Skoczyliśmy też do Poznania trochę turystycznie, a trochę biznesowo. A na Dzień Matki zabrałam moją mamę, a moja mama swoją mamę do mojego ulubionego SPA w Karpaczu:) Tak więc spędziliśmy calutki dzień z rodzicami i dziadkami <3
W maju w naszym biurze cały czas towarzyszył nam ten piękny widok!
6. Czerwiec.
Czerwiec rozpoczęliśmy w podróży:) Wybraliśmy się do Jury Krakowsko – Częstochowskiej i w okolice. Spędzaliśmy długie, letnie wieczory na naszym tarasie. Zorganizowałyśmy kolejny Wieczór Panieński dla naszej przyjaciółki – tym razem hawajski <3 Świętowaliśmy z K. 11 lat bycia razem:) W końcu nadszedł dzień wesela naszych przyjaciół – w miejscu, w którym my mieliśmy wesele, więc była to bardzo sentymentalna noc:)
7. Lipiec.
W lipcu dostaliśmy w końcu nasze zdjęcia i film z wesela, więc spędzaliśmy długie dnie i noce na oglądaniu ich z rodziną i przyjaciółmi <3 Wybraliśmy się też do magicznej Fregaty, zorganizowałam mojej mamie 50 urodziny – sama przygotowałam też słodki stół i poważnie zaczęłam zastanawiać się nad rozszerzeniem mojej działalności o organizowanie imprez;)
Znowu byliśmy w Poznaniu, a później zaczęliśmy nasz podróżniczy maraton. Najpierw Szklarska Poręba, później Zamość i wesele przyjaciół, na koniec Lwów! Ukraina nasz oczarowała:)
8. Sierpień.
Sierpień rozpoczęliśmy niespodzianką dla mojej babci z okazji jej urodzin. Przebywali z dziadkiem akurat nad morzem, więc namówiłam rodziców i razem zaskoczyliśmy babcię w kawiarni. Reakcja była niesamowita! A ile radości i szczęścia <3 Przy okazji spędziliśmy też kilka dni w Mielnie z moimi rodzicami:) W drodze powrotnej zaliczyliśmy Poznań, a weekend spędziliśmy na Śląsku z przyjaciółmi:)
W sierpniu świętowaliśmy też naszą pierwszą rocznicę ślubu i urodziny mojego męża – zrobiliśmy mu niespodziankę stulecia! Utwierdziliśmy się też w przekonaniu, że mamy najcudowniejszą rodzinę i przyjaciół na świecie! <3
9. Wrzesień.
Nasz ulubiony miesiąc rozpoczęliśmy ponownie w Poznaniu, a później wybraliśmy się nad morze z przyjaciółmi – znowu:) Udało nam się odwiedzić bajeczną wyspę Uznam!
We wrześniu wyruszyliśmy też na nasz Eurotrip! „dokończyliśmy” zachodnią część Europy i odwiedziliśmy Amsterdam, Brugię, Wybrzeże Alabastrowe, Dunkierkę, Disneyland, który był celem naszej rocznicowej podróży, Paryż i Luksemburg. Było wspaniale! Zwłaszcza kolejny raz w Disneylandzie, który sprawił, że chcę jeszcze więcej!
Po powrocie zorganizowaliśmy tematyczną kolację – w ogóle w tym roku spędzaliśmy jeszcze więcej czasu z przyjaciółmi i rodziną:)
10. Październik.
W październik wkroczyłam z przytupem. Kupiłam ziemię i postawiłam sobie nowy cel, który mam zamiar realizować w przyszłym roku. Wybraliśmy się w góry na wspinaczkę;) Będzie dla Was zaskoczeniem jeśli napiszę, że znowu wylądowaliśmy w Poznaniu? Tym razem po to, żeby zrobić jesienne zdjęcia z dyniami <3
W tym miesiącu nadszedł też czas na to, co było spowodowane moim niezdanym egzaminem – nowe studia! Na które odkładałam od ponad roku i o których myślałam odkąd obroniłam tytuł magistra psychologii. Mój mąż też zdecydował się na kolejny kierunek, więc dwa weekendy w miesiącu spędzamy teraz oddzielnie na nauce:)
Moje imieniny spędziliśmy natomiast z moimi rodzicami w naszej ulubionej drewnianej chatce w Zakopanem. Dodatkowo świętowaliśmy tam również urodziny przyjaciela. A z Zakopanego przenieśliśmy się prosto do Bratysławy:)
W międzyczasie wybraliśmy się też z K. do mglistego lasu bukowego w Trzebnicy – było zupełnie jak w Harrym Potterze!
11. Listopad.
Listopad zaczął się wspaniale! Kupiliśmy dom! Po długich miesiącach szukania idealnego, w końcu znaleźliśmy taki, który spełniał wszystkie nasze oczekiwania i w którym poczuliśmy się „jak w domu” <3 Ma 180 metrów, ogród i jest w idealnej lokalizacji:) Co prawda myślimy nad tym, żeby za jakiś czas się budować, ale póki co, jesteśmy szczęśliwi z miejsca, w którym spędzimy przynajmniej kilka lat. Zawsze marzyłam o domu, bo po 10 latach w naszym mieszkaniu wystarczy mi takiego ogromu sąsiadów i małych pomieszczeń;) W końcu będę miała własną garderobę! A na poddaszu zamierzamy urządzić sobie domowe kino <3 Wszystko pięknie póki co wygląda w naszych głowach, ale powoli zderzamy się z rzeczywistością ile czeka nas jeszcze pracy. Na szczęście mamy cudowną rodzinę, bez której przeprowadzka zamiast na początku nowego roku, nastąpiłaby pewnie pod jego koniec;)
Cali w euforii przekazaliśmy dobre wiadomości rodzinie i wybraliśmy się z dziadkami, chrzestnymi i kuzynostwem do naszego Pałacu Kamieniec i do Pragi:) Tam spędziliśmy 11.11 – po raz pierwszy niezgodnie z naszą tradycją, ale warto było:)
Po powrocie wyruszyliśmy do Warszawy <3
Kilka dni później pojechaliśmy do Częstochowy podziękować za wszystko, zwłaszcza za dom i zabraliśmy ze sobą babcie <3
Na koniec miesiąca, po smutnym, rodzinnym wydarzeniu o którym Wam pisałam ostatnio, próbowaliśmy odreagować w Londynie. Tam udało mi się odwiedzić różową kawiarnię Peggy Porschen Cakes i obejrzeć „Upiora w Operze” na West Endzie <3
12. Grudzień.
W grudniu na dobre pochłonęło nas wykańczanie naszego domu. Zorganizowaliśmy też kilka spotkań z przyjaciółmi w ramach pożegnania naszego mieszkania. Odwiedziliśmy poznański jarmark świąteczny i nasz – wrocławski;) Byłam z przyjaciółkami na koncercie Pawła Domagały <3 A przed samymi Świętami odbyliśmy tradycyjną podróż na jarmark i zakupy do Drezna:) Wigilię spędziłam po raz pierwszy u teściów z całym rodzeństwem K. – daliśmy nawet koncert razem z K. i jego szwagrem:)
Od razu po Świętach wróciliśmy do prac remontowych w domu i pakowania, w czym pomogła nam niemal cała rodzina:) Aktualnie siedzę i piszę dla Was, zamiast pakować ubrania do worków:P Siedzę przy herbatce z cytryną, imbirem i miodem i mam nadzieję, że choroba szybko postanowi mi odpuścić. Sylwester chcemy spędzić w naszym nowym domu – sami, na materacu, z ogromem dobrego jedzenia i netflixem:) O niczym innym nie marzę na ten moment <3
Tak minął, a właściwie mija nam rok 2018. Uważam, że był to nasz rok – pełen radości, wyzwań, szczęścia, dobrych decyzji, ale też potknięć i smutku, które jednak sprawiły, że spojrzeliśmy na wszystko z innej perspektywy, że doceniliśmy jeszcze bardziej to, co mamy, a przede wszystkim kogo mamy. Najważniejsze to cieszyć się ze wszystkiego, a porażki przekuwać w sukcesy:)
Rozjaśniło mi się trochę w głowie, w końcu dokładnie wiem w jakim kierunku dalej chcę iść i co ważniejsze, jak połączyć wszystko w całość. To właśnie sprawy związane z domem wstrzymały na chwilę mój projekt, nad którym pracuję od dłuższego czasu i mam nadzieję, że teraz, w nowym roku, kiedy wszystko się już uspokoi, będę mogła dokończyć to, co zaczęłam i ruszyć pełną parą:)
Jestem szczęśliwa, bo mam cudowną rodzinę i wszyscy jesteśmy zdrowi. To dla mnie każdoroczne, najważniejsze życzenie! Żebyśmy byli zdrowi, a reszta ułoży się sama.
Tego życzę i Wam!
Liczba komentarzy: 1