12 lat razem. Cały czas mam jednak w głowie, że moglibyśmy dziś świętować szczęśliwą trzynastkę. No cóż – życie miało inne plany, ale za to takie, które są nawet nie spełnieniem marzeń, a czymś znacznie większym – bo nigdy nie ośmieliłabym się zamarzyć o takim mężu! Już nie raz pisałam jaki jest wspaniały, ale czuję wewnętrzną potrzebę napisania tego raz jeszcze, potem drugi i trzeci i znów…;)
Przechodzimy przez kolejne etapy życia razem – ramię w ramię, ręka w rękę, czasem noga w nogę, kiedy wygłupiamy się jak małe dzieci:)
Początkowa dwuletnia przyjaźń zaowocowała i teraz jest taką przyjaźnią, jakiej nigdy z nikim nie doświadczyłam. Fajnie jest mieć męża i najlepszego przyjaciela w jednym <3 Takiego przyjaciela, co do którego ma się stuprocentową pewność, że nigdy nie zawiedzie, zawsze wesprze, nigdy niczego nie będzie zazdrościł. Rozumiemy się bez słów – czasem wystarczy jedno spojrzenie w tłumie innych osób, żebyśmy wybuchnęli śmiechem i żeby inni patrzeli na nas dziwnym wzrokiem;)
Nadal spędzamy ze sobą całe dnie i noce i nigdy nie mamy siebie dość. A jak mamy, to z hukiem wybiegamy z pokoju lub domu i oddychamy świeżym powietrzem – zresztą mamy teraz dobrze, bo na 180 metrach w dwójkę możemy się szukać. Bywa, że kiedy chcę czegoś od męża i ja jestem w górnej łazience, a On w kuchni, to do niego dzwonię;)
Przeszliśmy wspólnie etap młodzieńczego zakochania, motyli w brzuchu, zauroczenia przeradzającego się w prawdziwe uczucie zbudowane na mocnych fundamentach. Przeszliśmy etap rywalizowania między sobą w liceum, na studiach i aplikacji. Etap motywowania się do nauki i samorozwoju. Etap żałoby po stracie bliskich osób, wzajemnego pocieszania się i wspierania. Świętujemy każdy sukces, cieszymy się z każdego drobiazgu. Z nikim tak dobrze mi się nie rozmawia, nie marzy, nie snuje wizji przyszłości! Nikt mnie tak nie rozśmiesza i wreszcie nikt mnie tak nie denerwuje jak mój mąż;)
Akceptuje każdy mój szalony pomysł, cierpliwie znosi każde jego wykonanie, spełnia każdą, najdziwniejszą zachciankę. Kocham Go nie tylko ja, ale cała nasza rodzina – moja przychyliłaby Mu nieba!
Dopiero co wprowadziliśmy się do nowego domu, a już zjednał sobie sąsiadów<3 Choć jeden bardzo go denerwował, bo próbował mnie poderwać;) Historia owego sąsiada jest ostatnio przerabiana w gronie naszych przyjaciół, bo jest on bardzo intrygujący. No i wyobrażacie sobie, że razem z mężem prowadzimy śledztwo, kto to jest i co robi?!
Edit: co do sąsiada, to poznaliśmy go dzięki… mojemu mężowi! I oboje się z nim zaprzyjaźniliśmy od razu:) Jak widać z własnym mężem mogę rozmawiać o wszystkim i robić wszystko to, co z najlepszą przyjaciółką.
Przetrwaliśmy razem remont domu, mimo że nie raz chcieliśmy zrzucić się nawzajem ze schodów. Ponoć jak przetrwa się remont to przetrwa się wszystko.
Ostatnio budzę się o 4-5 rano (i to bez budzika!) i po kilku minutach stwierdzam, że nudzi mi się samej i tęsknię za mężem, który smacznie śpi obok, więc budzę Go. A On zamiast się wkurzyć na mnie, zaspany przytula mnie całuje w czoło i… najczęściej idzie spać dalej albo zawieramy umowę, że pośpi jeszcze kilka minut, a potem zrobi mi śniadanie – i robi<3 To On przeważnie jeździ rano po bułki, robi śniadanie, obiad i kolację – choć akurat robieniem kolacji często zajmujemy się wspólnie. To dzięki mojemu mężowi mogę poczuć się jak bohaterka memów o tym, że ” miejsce kobiety jest w kuchni, gdzie siedzi z lampką wina i patrzy jak mąż gotuje, zmywa czy sprząta” – jakoś tak to szło;)
Oczywiście ja też robię to wszystko, ale mamy partnerski związek i równy podział obowiązków. Nigdy nie doświadczyłam bycia kobietą, która czeka na swojego męża z obiadem, podsuwa mu pod nos gazetę, wkłada do ręki pilota od tv i piwo, prasuje mu koszule, pierze, sprząta za niego. To mój mąż przed ważnym wyjściem prasuje mi sukienkę, a ja mam czas się pomalować 😉
Robi mi niespodzianki i każdego dnia przypomina o tym, jak bardzo mnie kocha<3 Zna moje wszystkie fobie, przyzwyczajenia, dziwne nawyki, wybredne kubki smakowe i potrafi to wykorzystać w taki sposób, żebym była najszczęśliwsza na świecie. Biada temu, kogo oboje nie lubimy lub kto zajdzie nam za skórę – bo z reguły jak kogoś nie lubimy to razem, jak uwielbiamy to też razem. Potrafimy godzinami omawiać sytuację, które nas irytują.
Ambitny to drugie imię mojego męża. Podczas remontu domu wszystkiego chciał się nauczyć i w większości udało mu się to (bilans: jeden kibelek rozbity w drobny mak;)). Myślę, że spokojnie mógłby teraz założyć firmę remontowo – budowlaną;) A sprawia mu to niezmierną radość!
Na basie gra dopiero od niedawna, ale kiedy wspomniałam, że marzy mi się nasz wspólny, rodzinny koncert, nie wahał się ani przez chwilę, tylko dzielnie ćwiczył grę, dzień i noc.
Skończył wymagające studia, aplikację, kolejne studia, założył jedną firmę, drugą i stwierdził, że chce jeszcze jedne studia – więc znowu jest studentem:) Do kwestii samorozwoju ma takie samo podejście jak ja, dlatego tak dobrze się rozumiemy i dlatego nasze wspólne życie układamy sobie razem, pod nasze aktualne potrzeby, a nie narzucając jeden drugiemu swoje – jak bywa w niektórych małżeństwach.
Wiem, że zrobiłby dla mnie wszystko i czuję się z nim bezpieczna:) To wszystko ja zrobiłabym też dla Niego – kocham Go każdego dnia coraz bardziej!
*wpis stanowi kolejną część historii pt. 18.06;)