Za górami, za lasami… tak zaczyna się większość bajek. My naszą bajkę zaczniemy inaczej.
Pojawiłaś się dokładnie w momencie, kiedy o Tobie zamarzyliśmy. Złote dziecko, od samego początku.
Przez całe dziewięć miesięcy nie dałaś mi odczuć żadnych dolegliwości, żadnego bólu, smutku. Od samego początku byłaś i jesteś bezproblemowa. I za to bardzo Ci dziękuję!
Patrząc na to, co się czasem dzieje, to ogromne szczęście podczas każdej wizyty u lekarza słyszeć, że wszystko jest w porządku, że ciąża podręcznikowa, wyniki idealne, dzidzia zdrowa.
Dokładnie pamiętam, kiedy w lipcu dowiedzieliśmy się, że Ty to Ty – wymarzona córeczka. „To dziewczynka, na 100% dziewczynka”. Nasza ukochana Mia – bo imię dla Ciebie mieliśmy wybrane na długo przed tym, kiedy stwierdziliśmy, że jesteśmy gotowi.
Mijały miesiące – do ostatniego dnia pozwoliłaś mi pracować, podróżować, pokonywać długie trasy samochodem, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi – Ty też to uwielbiałaś, o czym dawałaś znać delikatnym szturchaniem w brzuch. Do dzisiaj to wszystko uwielbiasz!
Wieczorami, kiedy tatuś przykładał głowę do mojego brzucha i śpiewał Ci kołysanki, czytał książki lub puszczał Mozarta, albo kiedy długo z Tobą rozmawiał, ja snułam wizje o tym, jak będzie wyglądał dzień, w którym w końcu Cię poznamy. Wszystko już miałam w głowie ustalone, ale Ty postanowiłaś wejść na ten świat w iście filmowym stylu – cała Ty!
Podczas ostatniego kontrolnego badania, w 39 tygodniu ciąży, lekarz ze stoickim spokojem spytał mnie, co ja tu jeszcze robię, skoro ja RODZĘ! Rozwarcie na prawie 6 cm, mam natychmiast jechać do szpitala. Dobrze, że był ze mną tatuś i że torby mieliśmy spakowane już dawno. W szpitalu, po zrobieniu testu i wypełnieniu wszelkich formalności, powędrowałam z ciocią, która nieco później pomogła Ci wyjść z mojego brzuszka, na oddział. Czekał tam na mnie apartament razem z pokojem, w którym to wszystko miało się wydarzyć. Apartament, bo miał nam towarzyszyć tatuś i mieliśmy ten czas spędzić później w trójkę, w spokoju, bez obcych ludzi. Niestety – pandemia. Tatuś został w domu, a my musiałyśmy poradzić sobie same.
Akcja porodowa nagle się wstrzymała – już wtedy pokazałaś, jaka z Ciebie indywidualistka. Takie niepodległe nikomu osóbki muszą zacząć wychodzić na świat 11 listopada – w naszym ulubionym dniu w roku, w Święto Niepodległości. Ale nic z tego – zapragnęłaś się wydostać do nas na chwilę przed północą, a wszystko skończyło się 3 godziny później. Urodziłaś się 12 listopada 2020 roku o godzinie 2.55. W czwartek. Twoja prababcia uwielbia magię liczb i twierdzi, że ta kombinacja świadczy o wyjątkowej osobowości – ja natomiast i bez tego wiedziałam, że jesteś i będziesz wyjątkowa. Miałam rację.
Najpierw usłyszałam, że już widać burzę czarnych włosków. Później, że masz długie nóżki, a jedna z nich niesfornie na sam koniec zahaczyła się o mnie, co spowodowało kilka drobnych komplikacji dla mnie, ale to nic. Miałyśmy świetnych lekarzy i położoną – ciocię, dzięki której jesteś z nami cała i zdrowa. To było najważniejsze – byłaś zdrowiutka, piękna i głośno płakałaś. Dobrze, że zapamiętałam ten płacz, bo w ciągu następnego roku miało się okazać, że nie będzie nam dane słyszeć go zbyt często.
W związku z moimi drobnymi komplikacjami, wylądowałyśmy w sali dwuosobowej, zamiast w przeznaczonym dla nas apartamencie – okazało się to zbawiennym rozwiązaniem. Miałyśmy mamę o tym samym imieniu co ja i jej córeczkę obok siebie – bardzo sobie pomagałyśmy, bo obie z takimi maluchami jak Wy, miałyśmy do czynienia pierwszy raz.
Dwa dni w szpitalu były tak samo podręcznikowe jak poprzednie dziewięć miesięcy. Dlatego w sobotę czekał nas upragniony dzień – spotkanie z tatą, który przygotował nam w domu cudowne powitanie. Balony z tego dnia do dziś są w Twoim pokoju – to te złote literki MIA, którymi tak bardzo lubisz się bawić.
Pierwsze dni uczyliśmy się siebie. Nie mieliśmy tu w związku z pandemią nikogo – nawet położnej, która pokazałaby nam co i jak. Dopiero po tygodniu musieliśmy załatwić to prywatnie – pandemia…
Radziliśmy sobie intuicyjnie, a Ty nam we wszystkim bardzo pomagałaś. Płakałaś, a właściwie delikatnie kwiliłaś jak taki maleńki ptaszek, tylko wtedy kiedy byłaś głodna. Z jedzeniem od początku nie miałaś żadnego problemu. Przez większość czasu spałaś, a nocki od tej pierwszej, właściwie przesypiałaś – budziłaś się tylko na „cycusia” i szłaś spać dalej. Byliśmy wyspani. Znowu nam się poszczęściło.
Czasem karmił Cię tatuś – żebyś miała to wyjątkowe poczucie bliskości od nas obojga – tatuś oczywiście karmił Cię butelką, ale przecież Ty o tym doskonale wiesz – uwielbiasz Wasze wieczorne, mleczne rytuały.
Kiedy skończyłaś tydzień, odwiedzili Cię Twoi pradziadkowie. Odwiedzili i od razu pokochali – potrafisz zaczarować każdego, kto Cię spotyka, nie jest ważne czy to rodzina, czy obcy.
Kilka dni później był pierwszy, listopadowy spacer, a na skończone dwa tygodnie pierwsza dalsza podróż samochodem. Kiedy miałaś nieco ponad dwa tygodnie, zostałaś niemal cały dzień sama z tatą i było Wam wspaniale!
Przez pierwsze sześć miesięcy spędzaliśmy w trójkę 24 godziny na dobę – całe dnie i noce razem. Dopiero później podzieliliśmy się i ja postanowiłam pracować zdalnie razem z Tobą – dzielną towarzyszką, a tatuś czasem pracował w kancelarii, a czasem też w domu. Dziękuję Ci za to, że pozwalasz mi pracować, że potrafisz bawić się sama obok mnie, że jesteś takim grzecznym aniołkiem.
Przez pandemię nie podróżowaliśmy tak często i tak daleko jak byśmy chcieli, ale udało nam się zabrać Cię w kilka miejsc: w góry, nad morze (i to kilka razy!), do różnych miast, nad jezioro i w końcu w eurotrip, do Włoch! Dałaś radę przejechać autem ponad 20 godzin bez przerwy – nie marudziłaś nawet przez sekundę. Śmiałaś się, śpiewałaś, spałaś, jadłaś, podziwiałaś widoki, rozmawiałaś z nami i ze sobą.
Nie miałaś kolek, nie dajesz znać kiedy wychodzą Ci nowe zęby, a masz już ich prawie dziesięć! Jasne, że zdarzają Ci się momenty awantur i robisz to wręcz teatralnie! Zaczynasz mieć swoje zdanie i pokazujesz nam to czasem bardzo jasno. Albo kiedy byłaś bardzo głodna i bardzo zmęczona nad morzem i urządziłaś nam przedstawienie roku, bo ukoić mógł tylko cycuś;) Ale takie sytuacje mogę zliczyć na palcach jednej ręki.
Jesteś wyjątkowa. Najważniejsze, że zdrowa. Mądra, kochana, pogodna, radosna, ciągle uśmiechnięta. Jak to wszyscy mówią: nie da się Ciebie nie lubić. Znam też osoby, które twierdzą, że nie wiadomo po kim Ty się taka cudowna udałaś (buziaki dla cioci Kasi L. – wiem, że to czytasz;)). Jesteś śliczna (i ponoć bardzo podobna do mnie;)) i masz te cudowne dołeczki w policzkach kiedy się uśmiechasz.
Możemy z Tobą wszystko! Podróżować, pracować, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Możemy żyć tak jak wcześniej. Nie. Możemy żyć o wiele wiele lepiej! Życie z Tobą jest pełniejsze, cudowniejsze, ciekawsze. Jesteś idealną towarzyszką w każdej podróży, na każdym spotkaniu, na zakupach, a nawet na spotkaniach biznesowych – wybierałaś z nami nawet biuro na kancelarię, bo póki co nie mamy Cię z kim zostawić, co właściwie nam odpowiada, a Tobie wychodzi na dobre, bo nie boisz się ludzi i nowych sytuacji, jesteś otwarta na świat. Twój radosny śmiech i aktualnie tupot małych stóp rozjaśnia nam każdy dzień i wypełnia wielki dom.
Jeden pradziadek nazywa Cię Rajfulińską, drugi – Pchełką. My czasem wołamy za Tobą Bezskarpetkowy Szubrawcu;) skarpetki? Mogą nie istnieć! Potrafisz obudzić się w nocy tylko po to, by je zdjąć i rzucić nimi za siebie. Musisz jeść wszystko to, co my i pilnie strzeżesz, żebyśmy Cię czasem nie oszukali. Uwielbiasz śpiewać, grać na pianinie, czytać książki, pływać, tańczyć – robisz to na swój rozkoszny, uroczy sposób i jestem ciekawa, co z tego wyniknie w przyszłości. Lubisz zaczepiać ludzi i pieski – kochasz pieski! A my idąc z Tobą na spacer lub zakupy, nie ma dnia, żeby ktoś nas (a właściwie Ciebie) nie zaczepił, zachwycając się Twoją palemką na główce i tym, jaka jesteś słodka.
Uwielbiasz jeździć samochodem, nie lubisz za to leżeć przy przebieraniu i musimy gonić Cię po całym pokoju. Jesteśmy zadowoleni z faktu, że nie przepadasz za smoczkiem, a na grający u kogoś telewizor nie zwracasz większej uwagi. Wolisz kiedy Ci czytamy i możesz oglądać obrazki – dla takich wielbicieli książek tradycyjnych jak my, to największe szczęście.
W ciągu tygodnia sporo jeździmy i ciągle widujesz się z pradziadkami, prababciami, babciami, dziadkami, ciociami i wujkami i od pewnego czasu zdarza Ci się w ich towarzystwie zapomnieć o istnieniu rodziców – może kiedy za jakiś czas będziesz zostawała z wujkiem na kilka godzin tygodniowo, bardziej zasmuceni rozłąką będziemy my, a nie Ty?
Obserwując Cię każdego dnia wiem, że poradzisz sobie w życiu ze wszystkim. Już teraz widzę, jak kształtuje się w Tobie ambicja, zaradność, uparte dążenie do celu, ale też empatia, miłość do drugiego człowieka i do zwierzątek. Z jednej strony idziesz na żywioł (rzucasz się z łóżka, wchodzisz na kolejne schodki…), a z drugiej jesteś bardzo ostrożna – kiedy nie znasz terenu wolisz obserwować sytuację z daleka i nie pokazywać na co Cię stać;)
Jesteś grzeczna (a to powtarza każda osoba, która Cię zna!), ale nie do końca spokojna – tryskasz energią i zarażasz nią wszystkich.
Uwielbiam rozmowy z Tobą – jesteś taka mądra, a buzia Ci się nie zamyka (zupełnie nie wiem po kim jesteś taką gadułą;)) Uwielbiam Twoje buziaczki, które rozdajesz mi, tacie i misiom. Uwielbiam jak naśladujesz kaszel pradziadka (bo to On Cię tego nauczył) i każdej osoby, którą usłyszysz kaszlącą nawet z większej odległości.
Uwielbiam kiedy wołasz „mamaaa” i „tataaa”, „baba”, „dziadzia”, „dada”, „lalala”, „łała” (kiedy widzisz pieska), kiedy odpowiadasz na zadane pytania „tak” i „nee”. O! Albo kiedy jestem w biurze, a Ty siedzisz pod schodami i wołasz do mnie po imieniu: „daaaia”.
Uwielbiam kiedy witasz się z nami i podajesz rękę do „cześć”, przybijasz piątkę, pokazujesz nosek, oczka, uszka, pieski, kotki, i wiele innych rzeczy w książeczkach.
Uwielbiam nawet to, kiedy budzisz nas rano wyciągając nam spod głów poduszki. Ah, nie wspomniałam o tym, że tatuś tak bardzo lubi, kiedy śpisz z nami, że podczas Twojej już teraz jednej pobudki nad ranem na „pićku”, przenosi Cię do nas i śpisz pomiędzy nami?;)
Niesamowite jest to, jak fascynuje Cię świat i ludzie. Jak dokładnie wszystko i wszystkich obserwujesz. Jak reagujesz na każdy dźwięk, każdy ruch.
Pięknie jesz, pięknie śpisz, zdobywasz nowe umiejętności w jak zwykle podręcznikowym tempie. Nie wiemy co to niewyspanie czy zmęczenie. Dlatego tym bardziej jestem Ci wdzięczna nasza kruszynko – bo wiem, że mogło być zupełnie inaczej. Jesteś naszą idealną, wymarzoną córeczką. Kochamy Cię najmocniej we Wszechświecie Mauensie! Rozwijaj się i rośnij zdrowo – o resztę zadbamy my.
Można Cię opisać tak, jak jest napisane na bodziaku, który dostałaś od ciociobabci i wujkodziadka: „MIA – MAŁE CUDO”. Choć wcale nie takie małe, bo masz już prawie 90 centymetrów i ponad 11 kg!