Siadam do laptopa nie wiem który już raz. Moja wzmożona chęć powrotu do tego, do czego powrotu już nie ma (przynajmniej na obecną chwilę) sprawiła, że jednak usiadłam i … słowa same wstukują się w klawiaturę. Tak bardzo mi tego brakuje, tej pisaniny, rozmów z wirtualnymi przyjaciółmi, dyskusji, nawet tych szpileczek wbijanych przez przypadkowe osoby oceniające moje życie przez pryzmat kilku zdjęć odnalezionych na blogu.
Wiem jedno. Wrócę. Być może nie w formie, która gościła tu dotychczas, ale wrócę. Ze zdwojoną dawką, z elementem sporego (tak myślę) zaskoczenia. Wrócę przede wszystkim dla siebie, ale też dla Was – to takie miłe, kiedy obce w rzeczywistości (a jednak tak bliskie wirtualnie) osoby piszą mi, że tęsknią za moim blogiem – uwierzcie, jak chyba tęsknię najbardziej!
Dziś usiadłam, bo tradycja to dla mnie rzecz święta i podsumowanie roku być musi:)
Tradycyjnie też zacznę od tego, że nie będę już więcej przedłużać wstępu i… lecimy!
2022 – jaki byłeś?
W gruncie rzeczy: wspaniały! Mimo kiepskiego początku i zakończenia, przyniosłeś nam naprawdę dużo dobrego.
Styczeń: Rok zaczęliśmy z przytupem – włamaniem do naszego domu. Akurat o tym nie chcę się rozpisywać, ale temat ten wróci jeszcze kilka miesięcy później. W każdym razie styczeń i luty to głównie dochodzenie do formy psychicznej po traumie, jaką był powrót z ponad rocznym dzieckiem do domu i zorientowanie się, że w domu ktoś jest lub chwilę temu był. Ten bałagan, którego nie da się opisać. Te zniszczenia, te brakujące tak bardzo sentymentalne przedmioty.
Spędziliśmy ten czas z rodziną i przyjaciółmi (głównie z sąsiadami, którzy nie opuszczali nas na krok i wspierali nawet nocą) i jakoś doszliśmy do siebie. To zapoczątkowało pobyt u nas naszych dziadków – przynajmniej dwa razy w miesiącu przez cały rok co wzbudziło nasz zachwyt, ale najbardziej szczęśliwa była Niunia <3.
Muszę tu wspomnieć też o tym, że zupełnym przypadkiem mieliśmy tego feralnego dnia w domu akurat pewną sumę pieniędzy, którą chcieliśmy przeznaczyć na urządzenie kancelarii. Oczywiście została ona skradziona. Kolejne miesiące pokazały jednak, że brak możliwości urządzenia kancelarii wcale nie okazał się dla nas zły – wręcz przeciwnie. Ale o tym niżej;)
W styczniu byliśmy w naszym Pałacu Kamieniec z moimi rodzicami i niezliczoną ilość razy w mojej kawiarni nr 1 we Wrocławiu, czyli Blossome Cafe.
Również w styczniu okazało się, że sąsiad, który do tej pory był profesjonalnym „Nianiem”? zdecydował się wrócić do pracy i tak dodatkowo straciliśmy jeszcze osobę, która miała nam pomóc zajmować się Misią. Wtedy była to dla nas kolejna tragedia – nieco później kolejny raz okazało się, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
W lutym zaliczyliśmy Poznań i nadal spędzaliśmy sporo czasu z rodziną i przyjaciółmi, czyli tak jak lubimy najbardziej.
W marcu Mia rozpoczęła swoją przygodę z nauką pływania, więc każdy sobotni poranek spędzaliśmy na basenie. Mała jest zachwycona!:) Marzec to też moje urodziny, które spędziliśmy w trójkę w super restauracji. Kilka dni później wybraliśmy się do Szklarskiej Poręby na totalny reset.
Kwiecień to spacery po naszym pięknym Wrocławiu, wyrwanie się na babski wypad i Wielkanoc, którą pięknie zorganizowaliśmy u nas. Na 24 osoby! Szkoda tylko, że połowy z tych osób nie było, bo wszyscy złapali jakiegoś wirusa – łącznie ze mną.
Kwiecień był też przełomowym miesiącem, bo Mia zaczęła swoją przygodę ze żłobkiem! Długo szukaliśmy tego idealnego. Zależało nam na miejscu, w którym najpierw my poczujemy „to coś” co sprawia, że jest ci dobrze, a później Miśka od razu się zaaklimatyzuje. Miejsca, w którym zarówno dzieci jak i rodzice będą traktowani wyjątkowo, w którym będzie wachlarz zajęć dla dzieci, ale bez żadnych nacisków. Mamy angielski, taniec, rytmikę, sensoplastykę, dogoterapię. Przede wszystkim jednak kameralne grupy i ciocie, które kochają to co robią i kochają dzieci – a dzieci kochają je:)
W maju pozwiedzaliśmy okolice Wrocławia, wybraliśmy się do naszej Fregaty, na Majówkę do Poznania i do Zamku Książ, w którym panowała magia Disneya! Zaliczyliśmy też pierwszą plażę w tym roku – w Mietkowie.
Ja z kolei zaliczyłam swój pierwszy, prawie samotny koncert. Tzn. sama dojechałam do Łodzi i sama ogarnęłam wejście i znalezienie miejsca (a to nie jest tak łatwe w moim przypadku), a na miejscu spędziłam super czas z ciocią i kuzynką w towarzystwie Sanah <3
Kilka dni później pędziliśmy już nad morze, do naszego ukochanego Ustronia Morskiego, na tradycyjny wyjazd z naszymi przyjaciółmi.
Czerwiec to sporo wyjazdów do Kalisza, 80 mojej babci, nasza rocznica – 15 lat razem! <3 ogrom czasu na różnych placach zabaw i dmuchańcach, wyjazd do Szklarskiej Poręby i do Czech z przyjaciółmi, rocznica ślubu moich chrzestnych i w końcu … trip po Szkocji z moją chrzestną i kuzynkami! To był fenomenalny wyjazd, który spełnił nasze podróżnicze marzenia:)
Lipiec to – monotematycznie – rodzina i przyjaciele. Wyjazdy mniejsze i większe. Basen, spacery i truskawki. Ale też przełom w sprawie włamania: uwierzycie, że odzyskaliśmy wszystko (prócz pieniędzy) co zostało nam skradzione, a sprawcy dłuuugo nie wyjdą na wolność?!
Sierpień to z kolei wyjazd (tradycyjny) do Warszawy (nietradycyjnie) z przyjaciółmi, urodziny mojego męża (tym samym nasza rocznica ślubu, o której nieco później) i wesele naszych przyjaciół (w tym samym miejscu, w którym odbyło się nasze).
Wrzesień, jako nasz ulubiony miesiąc, nie mógł zacząć się inaczej niż wyjazdem do Inowrocławia, do moich dziadków, którzy byli tam w Sanatorium. Spontanicznie skoczyliśmy też do Sopotu do naszego White Marlin ( w którym mieliśmy spędzić tegoroczny Sylwester…). Później Poznań i kolejny wyjazd nad morze w to samo miejsce, z tymi samymi ludźmi <3
Wrzesień był też dla nas przełomowy zawodowo. Zdecydowaliśmy się na stworzenie profesjonalnej strony internetowej i.. zmianę naszych działań. Wspomniane wcześniej biuro, które wynajmowaliśmy rok (!) i nie zdążyliśmy umeblować, właściwie było przez nas nie wykorzystywane. Wszelkie spotkania z klientami umawialiśmy w biurze, z którego korzystamy w ramach współpracy z pewną firmą, bo jest w centrum. Jednak sprawy zawodowe chciałabym podsumować oddzielnie, więc …
Październik. Rozpoczęliśmy go w Warszawie. Później skoczyliśmy z dziadkami do Fregaty, byliśmy z mężem na koncercie, a w moje imieniny ja byłam na koncercie z dziadkami. Cały czas też działaliśmy nad czymś nowym i nad czymś, co tak naprawdę pochłonęło większość naszej uwagi i finansów w mijającym roku – ale o tym za momencik. Na koniec miesiąca zorganizowaliśmy u siebie eleganckie przyjęcie dyniowe, a dzień później wybraliśmy się na weekend w góry – do SPA.
W listopadzie wyskoczyliśmy tylko zawodowo do Warszawy, a później żyliśmy już ogromnym podekscytowaniem. 12.11. oprócz tego, że nasza mała dziewczynka skończyła 2 lata! Zorganizowaliśmy imprezę życia – tzn. zaraz po naszym weselu, choć niektórzy nie mogą zdecydować co było lepsze;)
Marzyłam o tym, żeby na 5 rocznicę ślubu zrobić powtórkę z naszego wesela i… udało się! Dlaczego na 5? A dlaczego nie?;) Główną przyczyną jest to, że teraz moi dziadkowie jeszcze są na siłach żeby zatańczyć choć jeden taniec, a za te 5 lat powiedzmy, mogą już tych sił nie mieć.
Impreza odbyła się w Dworku, w którym odbyło się nasze wesele. Marmur i złoto – nasz znak rozpoznawczy (haha;)). Za dekoracje odpowiadała Patrycja, z którą współpracowałam przy roczku Mii. Była biel, złoto, pudrowy róż, dynie! Strusie pióra i.. myszki Mickey i Minnie dla mojej małej fanki. Było obłędnie! Menu było jesienne – podawane na talerzach jak chciałam. Tort – genialny! Dj też, ale przede wszystkim ludzie – niemal wszyscy, którzy byli na naszym weselu! Bawiliśmy się do rana, a wzruszeń w tym dniu mieliśmy miliony. Kocham nasze życie!
Dodatkowo specjalnie na ten dzień wyciągnęłam z szafy mój notatnik z projektami ubrań – moimi własnymi, które czekają sobie na lepsze dni i znalazłam krawcową, która uszyła dla mnie i dla Miuni sukienki – takie same, wg mojego własnego projektu, pasujące do ogólnego stylu imprezy. Obłęd!
Po tej imprezie zaliczyliśmy jeszcze urodziny, na które upiekłam tort i kilka razy Jarmark Świąteczny we Wrocławiu i… nadszedł grudzień, który wykończył nas psychicznie.
To był istny kalejdoskop uczuć. Jak miał wyglądać grudzień? Miał być w 200% świąteczny. Mieliśmy codziennie robić coś świątecznego, zajadać mandarynki i pierniki, pić zimowe herbatki. Mieliśmy być w Warszawie, w Dreźnie, w górach. Mieliśmy zorganizować tradycyjne spotkanie wigilijne z przyjaciółmi i Wigilię z rodziną u nas w domu.
Z tego wszystkiego udało nam się spotkać z przyjaciółmi w okrojonym składzie, Wigilię spędzić z dziadkami (choć i to stanęło na moment pod znakiem zapytania), a w pierwszy i drugi dzień świąt gościć resztę rodziny. No i zdecydowanie udało nam się upiec pierniki, a później opychać się nimi razem z mandarynkami i herbatkami;)
Za to cała reszta totalnie nie wyszła, bo od początku grudnia walczymy z chorobą. Głównie Mii. To pierwsza choroba, którą „przyniosła” ze sobą ze żłobka – na szczęście odporność ma dobrą, po rodzicach;) Ale od razu było to zapalenie oskrzeli, więc ponad 2 tygodnie w domu. Od Świąt natomiast walczymy z grypą, bo Mała przed samą Wigilią musiała wrócić na kilka dni do żłobka – praca u nas pod koniec roku to istna jazda bez trzymanki, a nie należymy do grona szczęśliwców, które ma babcię/dziadka/ciocię/wujka na zawołanie do opieki nad dzieckiem (właściwie gdyby nie moi dziadkowie, to wcale byśmy nie mieli nikogo, kto mógłby zostać z Misią kilka godzin/dni;)), więc ratuje nas żłobek.
Poza chorobami i kilkoma innymi problemami, pojeździłam trochę z babcią po szpitalach, mój dziadek wylądował nagle w szpitalu na dłużej, a we wtorek przed samymi świętami, kiedy inni brali udział w wyścigu po ostatnie świąteczne prezenty, ja jechałam z rodziną na pogrzeb…
Sylwester też będziemy spędzać zupełnie inaczej, niż chcieliśmy, ale nie narzekam. Zawsze staram się zauważać pozytywne aspekty wszystkiego, co nas spotyka i spokojnie będę czekać na nowy rok – oby w zdrowiu, o resztę zadbamy sami:)
2022 życiowo:
Jesteśmy 15 lat razem, 5 lat po ślubie i 2 lata z małym, cudownym brzdącem. Mamy cudowną rodzinę, przyjaciół, którzy są drugą rodziną, cudowne życie, dom, przygody, podróże.
W tym roku mieliśmy rozpocząć budowę, której zakończenie doprowadziłoby nas do spełnienia kolejnego marzenia. Jednak wybuch wojny, niepewna sytuacja na świecie i w związku z tym problemy z kredytami (a właściwie wizja ogromnej raty) sprawiły, że odkładamy to na niedaleką (mam nadzieję) przyszłość.
Nadal cieszymy się z małych rzeczy i tworzymy nowe wspomnienia:)
2022 zawodowo:
Cały czas działamy w branży prawniczej i transportowej. Cały czas razem. Współpracujemy z firmą, w której w grudniu dostałam „awans” (jeśli pracując na swoim można mówić o awansie:P). Tworzymy stronę internetową, która lada dzień będzie gotowa. Mamy nową nazwę naszej spółki, nowe logo i nowe pomysły na rozwój. Cały czas doskonalę też warsztat coachingowy i psychologiczny, żeby wraz z pojawieniem się strony internetowej ruszyć z działalnością również w tym kierunku. Mamy też zamysł tego, jak działać w mediach społecznościowych. Zamknęliśmy rozdział naszej kancelarii w poprzednim miejscu i jesteśmy na etapie szukania idealnej przestrzeni – najlepiej bliżej centrum miasta. Szukamy też równocześnie biura w Warszawie, a docelowo w Poznaniu. W Warszawie dlatego, że i tak większość klientów mamy właśnie ze stolicy i łatwiej będzie nam mieć tam miejsce, w którym będziemy mogli się spotykać. A Poznań, bo… o tym może kiedyś;)
Sporo pracujemy w domu, w firmie do tej pory więcej czasu spędzał mój mąż, teraz – zobaczymy.
W wolnych chwilach nadal szlifuję warsztat pieczenia tortów i ciast – moje małe marzenie już dawno byłoby spełnione, gdyby doba trwała trochę dłużej.
No i wyciągnięty przeze mnie notatnik z projektami ubrań skłonił mnie do tego, żeby kilka rzeczy jeszcze ujrzało światło dzienne – póki co na mnie, a czas pokaże jak to wszystko potoczy się dalej.
2023 – proszę bądź dla nas łaskawy. Daj nam zdrowie, o które my też będziemy mocno dbać. Reszta naprawdę zależy od nas samych.
Wam Kochani również zdrowia, zdrowia, zdrowia! Spełniajcie marzenia:)
p.s. Zdjęcia poglądowe, z zeszłorocznej Wigilii z przyjaciółmi;)