Miało być dziś tak pięknie. Cały dzień miałam zaplanowany dla mojego K. Ale pamiętacie co moja babcia powtarza na temat planowania? No właśnie. W każdym razie kilka niespodzianek mimo wszystko się udało, a na resztę przyjdzie czas:)
Rano zrobiłam mu taki poranek, jaki mieliśmy dwa lata temu prawie codziennie. Pyszne śniadanie w łóżku połączone z dobrym filmem. Dziś klasyka: Ojciec Chrzestny. Niektóre filmy można oglądać i oglądać i tak w kółko;)
Pogoda nie sprzyjała od rana, więc tym przyjemniej było zanurzyć się pod dwoma pościelami i stertą milutkich kocyków, przy dzbanku gorącej herbatki?
Jednak głównym punktem dnia był mecz Śląska z Lechem. Już bardzo długo K. brzęczał mi nad głową żebyśmy poszli na obojętnie jaki mecz, żeby po prostu być na stadionie (wstyd, ale byliśmy dziś pierwszy raz..;d). Wymyśliłam więc, że zrobię mu niespodziankę i zabiorę go na mecz, gdzie zmierzą się ze sobą właściwie nasi z naszymi. Mieszkamy we Wrocławiu i tu jest nasz drugi dom, ale bliższy jednak nam jest Poznań:)
Co prawda za polską piłką nie przepadamy, ale na meczu podobało nam się. Ja w barwach Lecha i uradowana ich bramką, a K. w szaliku WKSu i skaczący razem ze wszystkim dookoła nas?
Nie ma co, kibice Kolejorza pokazali na co ich stać;)
Mecz zakończył się remisem (na szczęście dla nas ? uniknęliśmy sprzeczki;p) i jak to w naszym przypadku bywa wracaliśmy do mieszkania oddalonego od stadionu 4 km jakąś godzinę. Kto powiedział, że mieszkając tak blisko nie można się zgubić?:)
Tak na marginesie, w przerwie meczu miałam okazję skosztować kilka różnych dobrych rzeczy. Małże, które tam jadłam nazwałam ?Małżami stadionowymi? i będę próbowała niedługo odtworzyć przepis na nie, bo były rewelacyjne!
Na koniec zapraszam na fotorelację i życzę cieplutkiego wieczoru z kubkiem kakao, pod kocem, z książką, filmem a może wszystkiego po trochu?;)