Jadąc cały czas linią brzegową południowej Portugalii i kierując się na zachód, w kilka chwil znajdziemy się na końcu świata. Przynajmniej takie będziemy mieć pierwsze wrażenie. Wiele się nie pomylimy, bo dotrzemy na najdalej wysunięty punkt Europy na południowy – zachód. Naszym oczom ukaże się Cabo de Sao Vicente – Przylądek Świętego Wincentego, zwany także potocznie „Ciepłe Gacie”;) Odkrywając ów przylądek odkryliśmy też, skąd taka nazwa. Musimy bowiem pamiętać, by wybierając się w to miejsce, ubrać się dość ciepło – wieją tam takie wiatry, że kapelusz za żadne skarby świata nie chciał trzymać się na głowie, a przewodnik, który dziarsko trzymałam w ręce próbując dowiedzieć się czegoś ciekawego o miejscu, w którym się znaleźliśmy, z uporem maniaka chciał zakosztować kąpieli w Oceanie. Skoro o Oceanie już mowa, to trzeba przyznać, że z perspektywy Cabo de Sao Vincente robi on niesamowite wrażenie. Robi wrażenie i budzi przerażenie! No bo wyobraźcie sobie, że stoicie na samym brzegu klifu i otacza Was z trzech stron rozszalały Atlantyk, który za wszelką cenę chce dostać się do góry.
Co do końca świata, to w średniowieczu wierzono, że ten omiatany wiatrem przylądek jest właśnie końcem wszystkiego, co znane. Za nim nie ma już nic – tylko bezkres fal. Rzymianie nazywali go Promontorium Sacrum, czyli Świętym Cyplem. Nawet dziś budzą grozę jego 60-metrowe klify wysunięte w głąb Atlantyku. Oceaniczne fale wyżłobiły w skałach głębokie groty oraz naniosły długie i piaszczyste plaże.
Jest to ważne punkt orientacyjny dla żeglugi. Stojąca tu latarnia morska ma zasięg 95 km i uchodzi za najmocniejszą w Europie.
Dlaczego przylądek ten nosi nazwę Świętego Wincentego? Otóż zgodnie z legendą w IV stuleciu morze wyrzuciło na brzeg ciało św. Wincentego właśnie tutaj.
Mieszkał też nieopodal Henryk Żeglarz, który w sąsiednim Sagres założył Szkołę Morską. Dziś możemy zwiedzać ją jako Twierdzę, która jest doskonale widoczna z klifów przylądka, a obok której trzeba przejechać jadąc do niego. Samo Sagres poza twierdzą ma również malowniczy port i piękne plaże. Niestety, tylko to. Warto też wspomnieć, że w twierdzy znajduje się ułożona z kamieni róża wiatrów. Rosa dos Ventos, z której korzystał podobno sam Henryk Żeglarz jest ogromna – ma 43 metry średnicy!
Wracając jeszcze na chwilę do Cabo de Sao Vicente, to dodam, że nieopodal rozegrało się wiele ważnych bitew morskich. W 1797 roku np. brytyjscy admirałowie Jervis i Nelson rozgromili w pobliżu hiszpańską flotę.
W 1988 roku wybrzeże od Sines na północy po Burgau na wschodzie zostało przekształcone w rezerwat. Teraz możemy w tym miejscu podziwiać piękno przyrody i wzbudzającą podziw naturę, która ukazuje nam swoją siłę i potęgę:)