Mój blog od samego początku tworzony był z myślą o tym, by choć jedna zaglądająca tu osoba pokochała swoje życie. Marzyłam i marzę nadal o tym, by ludzie więcej się uśmiechali i każdego dnia budzili się z pozytywnym nastawieniem do świata. Chcę zarażać optymizmem.
Staram się pokazać, jak oglądać to, co nas otacza, przez różowe okulary. Jednak zdarzyło się kilka razy, że ktoś zarzucił mi, że mając tak wspaniałe życie, nie mając żadnych zmartwień i robiąc to, co się kocha, bardzo łatwo jest cieszyć się nim i być wieczną optymistką. Otóż może i zdziwię te osoby, ale jestem tylko człowiekiem i mam całą masę problemów – jak każdy. Przeżywam troski dnia codziennego, niepowodzenia i napady złości – jak każdy. Różnica polega na tym, że nie skupiam się na nich i nie roztrząsam. Daję sobie kilka chwil na to, by pomyśleć co poszło nie tak, dlaczego coś mi się nie udało, ale szybko zaczynam myśleć jak to zmienić, co poprawić, ulepszyć. Włączam tryb pozytywnego myślenia i uśmiecham się. I wiecie co? To działa!
Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami czymś, o czym nie miałam zamiaru tu pisać. Jednak myślę, że jeśli chce się kogoś czegoś nauczyć, to najlepiej zrobić to na własnym przykładzie. Zrozumiałam, że chcąc nauczyć Was jak kochać życie, nie mogę pisać tylko o tym, co u mnie dobrego, ale powinnam napisać o tym, z czym muszę sobie na co dzień radzić. O wiele łatwiej jest podążać za człowiekiem z krwi i kości niż za kimś, kto według nas wiedzie życie z zupełnie innej bajki.
Jeśli miałabym wybrać jedną rzecz, która w moim życiu najbardziej mi przeszkadza, to zdecydowanie padło by na moje problemy zdrowotne. Mam bardzo wrażliwe jelita. Mój dzień wygląda zupełnie inaczej niż dzień w pełni zdrowego człowieka. Muszę unikać niektórych potraw i sytuacji. Najgorsze jest to, że żyjemy w takich czasach, gdzie każdy na swoim koncie na Instagramie, Facebooku czy gdziekolwiek indziej, dzieli się swoimi zdrowymi nawykami, zdrowym trybem życia i tym, co, gdzie i kiedy je. I tak jedynym słusznym śniadaniem stała się owsianka. Do tego oczywiście poranna kawa. Czasem przeglądam sobie te piękne zdjęcia i … tęsknię. Bo w dzieciństwie przepadałam za owsianką, a dziś takie śniadanie jest dla mnie wręcz niedopuszczalne. Kawę mogę pić tylko z dużą ilością mleka i pozwalam sobie na nią zaledwie 2-3 razy w miesiącu. Rano z reguły zjadam więc bułkę lub kawałek zwykłego chleba z białym serem lub chudą szynką. W ciągu dnia, kiedy pracuję poza domem, staram się unikać potraw, które zawierają dużą ilość błonnika. Taka selekcja przeszkadza mi np. w spotkaniu biznesowym w restauracji.
Nie chcę wdawać się w szczegóły tego co mogę, a czego nie. Sprawa wygląda inaczej, jeśli cały dzień spędzam w domu. Wtedy mogę pozwolić sobie na dania, których na co dzień nie jadam. Dlatego też cieszę się, że pracuję z reguły w domowym zaciszu – przynajmniej te kilka dni w tygodniu.
To wszystko ma jednak szerszy kontekst. Męczące są pytania innych, kiedy np. jesteśmy u kogoś w odwiedzinach i podaje nam obiad, z którego jedyne co mogę zjeść to kurczak. Nie każdy też potrafi zrozumieć, dlaczego nie mogę zjeść np. sałaty – przecież to taka mała porcja. Ale przyzwyczaiłam się do tego i przestało mnie to irytować.
Nauczyłam się żyć z tym wszystkim, co więcej – pokochałam takie życie. I wiecie co mi pomogło? Myśl o tym, że to przecież nie jest takie straszne. Jeśli pilnuję odpowiedniej diety, to udaje mi się żyć całkiem normalnie. Ile osób ma gorzej? No właśnie. I tutaj skończę o tym, co nie do końca w moim życiu jest dobre, a zacznę o tym, jak to pokochać.
Krótkie pytanie: Jak rozpoczynacie swój dzień? Zastanawiacie się co dobrego może Wam przynieść czy raczej chowacie się pod kołdrę i nie macie ochoty na wyjście z łóżka?
Wszystko zaczyna się w naszych głowach. Z pozytywnym nastawieniem jest tak jak z samospełniającym się proroctwem. Znacie to?
Nasze oczekiwania mogą modyfikować charakter zdarzeń, które nas spotykają. Znany w świecie psychologii profesor Zimbardo uważa, że oczekiwania dotyczące jakiegoś zdarzenia czy osoby mogą zmienić nasze zachowanie w taki sposób, że uzyskujemy to, czego oczekiwaliśmy.
Mówiąc prościej, jeśli obudzimy się z negatywnym nastawieniem do dnia, który otwiera się przed nami jako swojego rodzaju carte blanche i który może przynieść nam wszystko, to podświadomie będziemy kierować swoim zachowaniem w taki sposób, że przytrafią nam się negatywne zdarzenia.
Po co więc dopuszczać do takich sytuacji? Możemy przecież zasypiać i budzić się z pozytywnym nastawieniem do życia. Jeśli tylko ogarnia nas poczucie lęku, który kusi do schowania się do łóżka i rozkładania złych momentów na czynniki pierwsze, musimy z tym walczyć.
Pamiętajcie, że to, jaki będzie nadchodzący dzień, zależy od naszych myśli i działań. Musimy wziąć odpowiedzialność za własne szczęście. Ważne jest to, by zrozumieć, że jesteśmy jedynymi osobami, które zawsze z nami będą i musimy czuć się ze sobą dobrze. Kochajmy siebie samych, a pokochamy wszystko, co nas otacza.
Nawet jeśli spotyka nas coś złego, a przecież jest to nieuniknione, to nie dajmy się porwać negatywnym myślom, smutkom i zniechęceniu.
Uśmiechajmy się tyle, ile się da. Wizualizujmy sobie pozytywne zdarzenia. Cieszmy się najdrobniejszym szczegółem. Bądźmy wiecznymi optymistami.
Może to banały, ale działają! A ja jestem tego najlepszym przykładem. Sama wykreowałam takie życie, o jakim marzyłam, a teraz żyję sobie zakochana w nim bezgranicznie:)
Liczba komentarzy: 18