17 October 2017

Jeden dzień!

#mygorgeousinspirations
Autor:
Di | #mygorgeousinspirations

DSC_0369

Wiele osób pyta mnie, skąd czerpię energię na wszystko, co robię w swoim życiu. Wczoraj na Instastory napisałam, że to dzięki częstemu przebywaniu w gronie rodziny i przyjaciół, dzięki dostrzeganiu drobiazgów i cieszeniu się z małych rzeczy,  docenianiu momentów. Dzięki miłości, którą daję i którą otrzymuję. Ok. Mniej więcej wiecie już, skąd mam energię i radość życia, ale nie każdy wie, na co ją przeznaczam i dlaczego niektórzy pytają mnie, czy moja doba naprawdę ma 24 godziny;) Do stworzenia dzisiejszego wpisu przymierzałam się już niezliczoną ilość razy. Podglądałam takie wpisy u innych, na różnego rodzaju blogach i za każdym razem niezmiernie mnie one fascynowały. Ot, lubię wiedzieć, jak wygląda życie osób, które mnie w mniejszym lub większym stopniu inspirują:) Ale do rzeczy. Chodzi o wpis typu: „Jeden dzień z życia blogera”. U mnie różnica jest taka, że nie będzie to dzień z życia blogera, bo nie uważam się za takiego. Problem z tego typu wpisem polega u mnie na tym, że zupełnie nie wiedziałam, który dzień wybrać. U nas każdy dzień wygląda inaczej. Sporo wyjeżdżamy, w ciągu tygodnia też. Czasem jest to wyjazd biznesowy, czasem odwiedziny w rodzinnym domu, a czasem wyjazd typowo turystyczny czy odpoczynkowy. Są dni, kiedy nie wiemy, w co włożyć ręce, bo gonią nas terminy, egzaminy i kontrahenci. Są też takie dni, kiedy mamy spory luz i możemy poświęcić czas na samorozwój, spacery, obiad w ulubionej restauracji czy po prostu oglądanie serialu lub czytanie książek. Czasem pracujemy w nocy, by mieć wolny dzień, a czasem odpuszczamy sobie i nie pracujemy wcale;)

Długo więc zastanawiałam się, który dzień Wam przybliżyć i w końcu doszłam do wniosku, że najlepiej wybrać taki, który jest najbardziej różnorodny i którego mimo wszystko można nazwać dość „typowym” dniem. Zapraszam Was zatem do spędzenia jednego dnia z nami:)



Budzik dzwoni o 7.00. Później kolejne dwa razy. Po 15 – minutowej drzemce, w końcu wstajemy. K. maszeruje do piekarni po świeże bułki, a ja do łazienki w celu wykonania porannej toalety. Kiedy wraca, ja mam już przygotowane dwa kubki gorącej herbaty z pigwą i miodem. O 7.30 jemy razem śniadanie. Przed 8.00 mamy już posprzątane po śniadaniu i średnio ogarnięte mieszkanie – w końcu to nasze „centrum dowodzenia”, więc musi tu panować porządek. O 8.00 zasiadamy do laptopów, oczywiście każdy do swojego i sprawdzamy maile z jednej i drugiej firmy. Tych związanych z naszą działalnością prawniczą jest więcej, co bardzo nas cieszy, bo zwykle te związane z transportem oznaczają jakieś problemy, które trzeba rozwiązać na wczoraj. Uff. To będzie w takim razie w miarę spokojny dzień. Do 10.00 pracujemy, tzn. piszemy pisma, które mają określony „deadline”. Po tym czasie K. wskakuje w koszulę i eleganckie spodnie i jedzie na rozprawę, która ma rozpocząć się o 10.30 – podobno, bo w Sądzie nigdy nic nie wiadomo. Ja w tym czasie „pracuję” trochę nad blogiem. Tworzę nowy wpis, obrabiam zdjęcia, dodaję go, informuję o tym na moim Fanpage’u i Instagramie oraz Instastory. O 11.30 wstawiam zdjęcie kubka aromatycznej herbaty i ciasta, dlatego też wszyscy już wiedzą, że cały dzień piję tę herbatę i zajadam się tym ciastem – nie pracuję, bo nie muszę;) Prawda jest jednak taka, że w weekend upiekłam szarlotkę, ale mieliśmy gości i wszystko zjedli. Tylko się cieszyć, że tak smakowała. Do 12.00 faktycznie robię sobie przerwę – jem drugie śniadanie i oglądam 20- minutowy odcinek nowego serialu „Younger”. Naprawdę wciąga i ciężko skończyć na jednym odcinku, ale muszę. Kilka minut po 12 do domu wpada zdyszany K., z torbą wypełnioną nowymi aktami w jednej ręce i torbą wypełnioną zakupami w drugiej. Szybko zdaje mi relację z przebiegu rozprawy i informuje, co będzie na obiad. Po chwili zasiadamy przed laptopem na indywidualne spotkanie z Mileną, która prowadzi kurs Internetowy, w którym bierzemy udział. Kurs ten ma nas przygotować do naszego nowego projektu, którym jest własna marka odzieżowa, a Milena jest najlepsza w branży. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to właśnie ona będzie zajmowała się naszym marketingiem. Szybko omawiamy z nią kilka pilnych spraw i już pędzę się szykować. O 13.00 mam spotkanie z moim Patronem – idzie mi na rękę i spotykamy się w kawiarence w budynku Okręgowej Rady Adwokackiej, w której mam dziś zajęcia. Patron przekazuje mi akta i pokrótce opowiada, czego dotyczą sprawy, którymi mam się zająć. Terminy pozwów i apelacji mijają w tym tygodniu, a w przyszłym mam dwie rozprawy. O 14.00 zaczynam zajęcia. Prawo spółek – arcyciekawy temat. Dobrze, że mam obok przyjaciółki, z którymi umawiamy się na kolację w czwartek. Nie mogę się doczekać! Zajęcia trwają do 18.30, ale ja muszę wyjść wcześniej na spotkanie z klientem. Przed 17 płacę za parking – cudem zmieściłam się w czterech godzinach i wynosi mnie to „jedyne” 20 zł! Wsiadam do samochodu i po 40 minutach stania w korku i szybkim przekazaniu przez klienta dokumentów, znajduję się w domu. Od progu czuję zapach obiadu, który przypomina mi o tym, jaka jestem głodna. K. serwuje zapiekankę z dyni, ziemniaków i mięsa mielonego. Pycha! Po obiedzie zaglądam na Facebooka i Instagram, gdzie czeka mnie kilka wiadomości prywatnych. Nadal nie odkryłam sposobu, by „zmusić” moich czytelników do komentowania, zamiast pisania wiadomości. Nie mam czasu udzielać się blogowo, nie komentuję u innych i może to wszystko wynika właśnie z tego. Zapisuję sobie więc nowy punkt w moim notatniku: zabrać się za promocję w social media. O 18.00 rozpoczyna się w miarę stały punkt mojego dnia, dzięki któremu mój mózg odpoczywa. Oglądam „Pierwszą Miłość” na Polsacie. Tuż po zakończeniu serialu przebieram się w sportowe rzeczy i jedziemy z K. na trening. Dziś jest to akurat tenis. W inne dni taniec, krav maga, basen lub siłownia. Parę minut po 20 kończymy i w drodze powrotnej wpadamy do sklepu, żeby zrobić zakupy na kolację. W domu robimy ulubioną sałatkę: podczas mojego pobytu w łazience, K. myje rukolę i praży słonecznik, a później następuje zamiana i on idzie się myć, a ja kroję pomidory i fetę i wstawiam bagietkę czosnkową do piekarnika. Otwieramy wino i napełniamy po jednej lampce. Sałatkę jemy w towarzystwie nowego sezonu „Narcosa”. Udaje nam się obejrzeć dwa odcinki. Oczywiście wszystko w łóżku. W międzyczasie zaparzamy sobie melisę, na dobry sen. Gdy zegar wskazuje 23.00, K. włącza grę na PS4, a ja przeglądam Internet i biorę do ręki książkę – aktualnie „Wszystko zaczyna się w głowie”. Po kilkunastu stronach wpada mi do głowy pewien pomysł, który koniecznie muszę sobie zapisać w notatniku. Przy okazji przypomina mi się, że mam zadanie do odrobienia na jutrzejszą lekcję hiszpańskiego i będę musiała wcześniej wstać. Jest grubo po północy, kiedy idę do łazienki na wieczorną toaletę, a później kładę się spać. K. nadal gra, kradnę mu więc buziaka i mówię, żeby długo nie siedział. Przytulam głowę do poduszki i powoli odpływam do innej krainy…



A jak wygląda Wasz typowy dzień? A może podobnie jak my, nie macie takiego? Podzielcie się w komentarzach!:)

FacebookTwitterGoogle+

Liczba komentarzy: 2

  1. / OdpowiedzNieidealnaanna
    Daria, jestes bardzo aktywna,a przy tym szalenie inspirujaca kobieta. Twoj dzien przypomina moj z tym,ze do obowiazkow dochodza dzieci,a zamiast zajec na uczelni pracuje zdalnie lub ucze sie czegos swojego. Szczszliwi ludzie robia duzo,bo.szkoda in zycia na glupoty :)
  2. / OdpowiedzPaulina G Lifestyle
    Wow! Imponujesz mi swoją energią, uśmiechem, optymizmem! <3 Twój dzień wygląda tak uroczo! Zabiegany, ale pełen odpoczynku psychicznego tym samym. Czytając ten post czułam się jakbym Cię podglądała! :D Przytulnego wieczoru!

Dodaj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany