Od wczoraj unoszę się kilka centymetrów nad ziemią i nucę sobie pod nosem: „Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku …” I choć w oryginale chodziło o Wigilię Bożego Narodzenia i magię Świąt, to ja swój ‚dzień jeden w roku’ mam 18 czerwca – jest nie mniej magicznie. To właśnie 9 lat temu w czerwcu odmieniło się moje życie. Po dwóch latach przyjaźni w końcu nasza miłość z K. wykiełkowała na dobre. Cudownie jest mieć najlepszego przyjaciela w ukochanej osobie:)
Gdy tylko zbliża się nasza data, zaczynamy szukać pomysłów na to, jak spędzić ten dzień. Zwykle gdzieś wyjeżdżamy, jednak w tym roku wyglądało to zupełnie inaczej. Jakoś tak jeszcze bardziej magicznie, romantycznie, pięknie. Wczesnym rankiem K. obudził mnie tradycyjnie buziakiem w czoło. Kiedy otwarłam oczy, obok mnie na poduszce leżała wspaniała, długa, czerwona róża. Uśmiechnęłam się do siebie i już wiedziałam, że oto zaczyna się najlepszy dzień w roku. Jakie było moje zdziwienie kilka sekund później, kiedy okazało się, że na jednej róży wcale się nie skończy. Zostałam nimi praktycznie zasypana – dostałam bukiet 101 pięknych, czerwonych róż!
Kiedy tylko moje pierwsze emocje troszkę opadły, musiałam oczywiście nacieszyć się tym pięknem i utrwalić je na zdjęciach;)
Róże ułożyliśmy we wiaderku, bo tylko tam zmieściły się wszystkie, a następnie zjedliśmy wspólnie śniadanie i obejrzeliśmy kontynuację mojego ukochanego filmu z dzieciństwa: „Ania z Zielonego Wzgórza”.
Po filmie K. zabrał mnie na randkę – poczuliśmy się zupełnie jak 9 lat temu:) Spacerowaliśmy po Pergoli, usiedliśmy przy fontannie pod Halą Stulecia i w końcu odwiedziliśmy urocze zakątki Ogrodu Japońskiego. Było idealnie!
Po długim spacerze trochę zgłodnieliśmy, więc tym razem ja zabrałam K. do restauracji, która chodziła mi po głowie już od dawna. Restauracja „Wodnik” to miejsce, w którym można poczuć klimat nadmorskich wakacji. Duży taras urządzony jest w typowo marynistycznym stylu, a zejście z niego prowadzi wprost na plażę nad rzeką – restauracji poświęcę osobny wpis, bo serwowane tam dania na to zasługują:)
Wracając do domu wstąpiliśmy jeszcze na lody, natomiast najlepszy deser czekał na mnie w mojej własnej kuchni!;) W piątek wieczorem mieliśmy gości i K. postanowił upiec placek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że to jego pierwszy placek w życiu i że porwał się od razu na placek drożdżowy. Siedział w tej kuchni, dzwonił do mojej babci po przepis, złościł się kiedy proporcje mu się nie zgadzały, ale w końcu wyszedł zadowolony i oświadczył, że teraz czuje się już jak prawdziwy kucharz, bo nie tylko gotuje, ale też piecze;) Gościom placek bardzo smakował, a ja byłam zachwycona! No i deser na nasz dzień mieliśmy gotowy – wystarczyło tylko zaparzyć aromatyczną kawę i zasiąść na tarasie…
A oto przepis na ten pyszny placek:
– 450 g mąki pszennej
– 30 g drożdży
– 1 szklanka mleka
– 3/4 szklanki cukru
– 100 g masła
– 3 jajka
– szczypta soli
– truskawki
Kruszonka:
– 160 g mąki
– 100 g masła
– 100 g cukru
Podgrzewamy mleko, dodajemy drożdże, 2 łyżeczki cukru i 2 łyżki mąki i mieszamy. Wszystko przykrywamy i odstawiamy na 20 minut. W tym czasie możemy zrobić kruszonkę zagniatając podane składniki i wkładając ją w folii na kilka minut do lodówki. Następnie jajka ubijamy z cukrem, a masło rozpuszczamy w garnku. Do miski z mlekiem i drożdżami dodajemy ubite jajka, ostudzone masło i przesiewamy mąkę. Dodajemy jeszcze szczyptę soli i resztę cukru. Wszystko zagniatamy i wykładamy na blaszkę przykrytą papierem do pieczenia. Na ciasto układamy truskawki i posypujemy kruszonkę. Tak przygotowane ciasto odkładamy na 30 minut, żeby odpoczęło. Po tym czasie wkładamy je do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i pieczemy ok. 40 minut. Smacznego!;)
Po kawie i placku słodkie lenistwo trwało dalej. Objerzeliśmy genialny film „Truman Show” i ostatni niestety odcinek „House of Cards”.
Jak świętować, to na całego! Mocno schłodzone Prosecco i truskawki to chyba najlepszy wybór, prawda?;)
Kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi, a ptaki zapraszały na koncert, my rozsiedliśmy się wygodnie i zaczęliśmy planować krok po kroku nasze wakacje. Wspominałam Wam, że tym razem odwiedzimy nie jedno miejsce, a kilka. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to w ciągu 16 dni zwiedzimy 6 państw, a w tym 20 miast i jedną wyspę! Obliczyliśmy trasę, koszty, znaleźliśmy część noclegów. Pierwszy tydzień podróży będzie zwariowany, bo to właśnie w tym czasie zrobimy najwięcej. Natomiast w ostatnim tygodniu czeka nas pełen relaks: kąpiele w morzu, opalanie, spacery, wycieczki rowerowe i pyszne jedzenie:) Już się nie mogę doczekać Eurotripu, ale samo planowanie i organizacja dostarczają nam wiele przyjemności:)
Na koniec dnia leżeliśmy sobie patrząc po prostu na niebo pełne gwiazd i myśleliśmy o tym, jak cudownie mieć siebie nawzajem:)
No i tak właśnie wyglądał nasz najpiękniejszy dzień:) Te 9 lat przeminęło w mgnieniu oka. To praktycznie 1/3 naszego życia i nie wyobrażam sobie reszty życia bez K. Ostatnio podczas mojego Balu Magistra koleżanka powiedziała mi, że jeśli chodzi o K. to wygrałam los na loterii i coś w tym jest, bo drugiego tak wspaniałego człowieka nie znam <3 Pisałam też wczoraj na moim fanpage’u, że każdemu życzę takiej osoby obok siebie i naprawdę tak jest. Gdyby każdy człowiek na świecie mógł poczuć to szczęście, to świat byłby piękniejszy. Nie byłoby złych ludzi, a jedynie uśmiechnięci i życzliwi. Ah …
Tak w ogóle to mieliśmy jeszcze jeden powód do świętowania. Zauważyliście może, że to już prawie rok, od kiedy istnieje nasz blog? Co prawda istniał on wcześniej, ale pod inną nazwą i nie w takim wydaniu, jakiego byśmy sobie życzyli. Niesamowite, jak ten czas leci i ile na tym blogu się pozmieniało:) Cóż, muszę chyba pomyśleć o jakimś prezencie na urodziny bloga, ale to już następnym razem …;)
Liczba komentarzy: 9