11 Listopada to dzień w roku, na który czekamy najbardziej. Ma dla nas wyjątkowy klimat. Magię większą nawet niż Wigilia! Zawsze spędzamy go tak samo i staramy się pielęgnować nasze tradycje. Dziś było jednak nieco inaczej.
Dzień, który zazwyczaj spędzamy tylko we dwoje i robimy określone rzeczy o określonym czasie (co możecie sprawdzić w poprzednich wpisach: tutaj i tu) dzisiaj spędziliśmy w czwórkę. Odwiedzili nas moi rodzice i zostali aż do późnego wieczora – stąd też wpis pojawia się dopiero teraz;)
Rano oczywiście zdążyliśmy zjeść długie i leniwe śniadanie w łóżku, a później zabraliśmy się za przygotowania. Najpierw była kawa, muffiny dyniowe i rogale marcińskie.
To wszystko przy akompaniamencie cudownego, lekkiego jazzu:)
Na obiad natomiast zrobiliśmy pieczoną polędwicę, dynię i ziemniaki. Żeby przygotować taki obiad potrzebujecie:
– polędwicę wieprzową
– ziemniaki
– dynię
– główkę czosnku
– rozmaryn
– zioła prowansalskie
– sól, pieprz, oliwę
Do marynaty:
– 2 łyżki miodu
– 2 ząbki czosnku
– 3 łyżki oliwy
– 1 łyżka octu winnego
– sól i pieprz
Dynię obieramy ze skóry i kroimy w paski. Następnie mieszamy je w marynacie i wrzucamy do naczynia żaroodpornego. Dorzucamy główkę czosnku. Ziemniaki obieramy i kroimy w ćwiartki. Gotujemy ok. 15 minut w osolonej wodzie. Polędwicę z każdej strony smarujemy oliwą, nacieramy solą, pieprzem, rozmarynem i ziołami i smażymy z każdej strony ok. 2-3 minut. Gotowe ziemniaki i polędwicę przekładamy do naczynia żaroodpornego i wstawiamy je na 15 minut do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni. Po wyjęciu z piekarnika warzywa układamy na talerzu, a polędwicę kroimy na kawałki.
Tradycyjnie dostałam też czerwoną różę od K., tym razem jednak z uwagi, że nigdzie dzisiaj nie wychodziliśmy, były to symboliczne róże na naszym tarasie, które swoją drogą pięknie kwitną, a mamy przecież listopad!:)
Po obiedzie i czasie spędzonym na oglądaniu naszych filmików z wakacji, z przepisami i w sumie ogólnie na przejrzeniu całego kanału na Youtubie (na który serdecznie Was zapraszam!) nadszedł czas na jesienny deser – crumble jabłkowe z lodami i oglądanie starego filmu. Tym razem wybraliśmy przezabawną komedię „Wyjście awaryjne”. Jeśli tak jak my kochacie „Kogel Mogel” to z pewnością i ten film przypadnie Wam do gustu;)
Zrobiło się bardzo nastrojowo – świece, światełka i ciepła rodzinna atmosfera:) Na sam koniec zjedliśmy wspólnie kolację.
Teraz rodzice pojechali już do domu i długa droga przed nimi, a my posprzątaliśmy po kolacji w ten sposób, że właściwie nie musieliśmy niczego zmywać – udało nam się zbić niemal wszystkie użyte do kolacji naczynia..;)
Nas czeka jeszcze relaksująca kąpiel i zabieramy się za kolejną część Harry’ego Pottera!:) Wam życzę spokojnego wieczoru!
Liczba komentarzy: 12